-Będziesz moją fajną dupą? -zakpił Martinus.
-Jak będziesz się tak zachowywał, to nigdzie z tobą nie pójdę, bo będzie mi wstyd.
-Nie przesadzajcie. Może być fajnie na tym spotkaniu -pocieszył nas Marcus.
Następnego dnia, jak się można domyślić, było Święto Zmarłych. Przyjechała do nas rodzina ze Szczecina. Ojeju! Takiego dużego zamieszania to nie widziałam, jak otwierali galerię handlową w sąsiednim mieście. W domu było łącznie 18 osób. Nie mieliśmy nawet tylu krzeseł, aby wszyscy mogli usiąść. Oprócz krewnych, których się spodziewaliśmy, odwiedził nas niezapowiedzianie mój brat ze swoją narzeczoną oraz moi dziadkowie. Możecie mi nie wierzyć, ale Paweł jest bardzo głośny i wszędzie go pełno. Kiedy przyjeżdża do domu, robi jeden wielki krzyk i hałas. Na początku zjedliśmy wspólnie obiad. Było trochę dziwnie. Wiecie, tu ktoś mówi po polsku, tu ktoś po norwesku, a tu po angielsku. Ciężko było się dogadać. W dodatku panował chaos (bo mój braciszek) i nikt nie słyszał, co mówi druga osoba. Wyglądało to tak, jakby każdy coś do siebie krzyczał. Potem pojechaliśmy na cmentarze, aby zapalić znicze. Gunnarsenowie zostali w domu. Zajęło nam sporo czasu, żeby dotrzeć do wszystkich grobów. Gdy wróciliśmy do domu, dochodziła godzina 18 a na zewnątrz było strasznie ciemno. Dziadkowie wrócili już do swojego domu a w naszym mieszkaniu zrobiło się nieco ciszej.
-Brrr, ale zimno! -zauważyłam i ściągnęłam płaszcz.
-Chcesz kakao? -spytał Martinus i wziął ode mnie kurtkę. Poczułam się jak gość we własnym domu.
-Nie, ale herbatki się napiję -stwierdziłam i poszłam z chłopakiem do kuchni, zostawiając resztę rodziny w salonie.
-Długo was nie było.
-Mieliśmy sporo cmentarzy do odwiedzenia -uśmiechęłam się.
-Dlaczego wczoraj nie przyszły tu żadne dzieci? Przecież było Halloween -spytał zaciekawiony chłopak.
-W Polsce to święto nie jest zbyt popularne, zwłaszcza w tak małych wsiach jak ta. Gdybyś pojechał do jakiegoś dużego miasta, to prawdopodobnie spotkałbyś poprzebieranych ludzi. Ale za to obchodzimy Dzień Zmarłych. O, dziękuję -powiedziałam i wzięłam kubek z herbatą od Martinusa.
-Dziecko drogie, jakie ty masz zimne ręce! Chodź tu do mnie -przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Uważaj, bo mam herbatkę. Jeju, ale ty jesteś gorący.
-No wiem -zaśmiał się.
-Nie, nie o to mi chodziło -zaśmiałam się i westchnęłam.
-Już ja wiem, o co ci chodziło. Cieplej trochę?
-Nie, jeszcze zimniej.
-Chodźmy do mojego pokoju. Weźmiemy kocyk i może coś obejrzymy -zaproponował.
-Gdzie idziecie, dzieci? -spytała moja mama, kiedy zobaczyła, że wychodzimy z kuchni.
-Na górę. Zawołasz nas na kolację? -poprosiłam.
-Dobrze. Zamknij okno w naszej sypialni! -krzyknęła mama, gdy wychodziłam po schodach.
-Siemka Marcus -zagadnęłam do chłopaka, który przechodził obok.
-Siemka gołąbeczki -odpowiedział, na co się niepewnie uśmiechnęłam.
-Ojej, Martinusiu, zapomniałam o mojej herbatce. Przyniesiesz mi? -spytałam blondyna i usiadłam na łóżku w jego tymczasowym pokoju.
-Oczywiście, kochanie -zaśmiał się.
-Zimno mi, nakryj mnie kocykiem -powiedziałam do chłopaka, który ledwo co przekroczył próg pokoju z herbatką.
-Wykorzystujesz mnie.
-Nie, dlaczego tak myślisz?
-Hmmm, no sam nie wiem -Martinus udał, że się zastanawia.
-To nakryjesz mnie? -ładnie poprosiłam. On to jednak jest kochany.
-A co za to dostanę? -powiedział i wskazał palcem na swój policzek.
-Będziemy mogli obejrzeć mecz -oznajmiłam i poklepałam go po policzku.
-A jeśli wcale nie chcę oglądać meczu? -spytał i pocałował mnie w czoło.
-Wiem, że chcesz -odpowiedziałam i również pocałowałam go w policzek. Możecie się śmiać, ale to był mój trzeci pocałunek, jaki dałam kiedykolwiek jakiemuś chłopakowi. Przeszły mnie dreszcze. Poczułam się tak niecodziennie. Zrobiło mi się głupio. Chłopak nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął.
-To co chcesz oglądać? -zapytałam po kilku minutach niezręcznej ciszy.
-Ty wybierz, proszę.
-Ja stawiam na mecz. Zgadzasz się?
-Tak, choć liczyłem na coś bardziej romantycznego.
-Nie mam dzisiaj weny. Kiedy indziej -oznajmiłam i wzięłam telefon do ręki.
-Jesteś na mnie zła? -zapytał, ni stąd, ni zowąd chłopak.
-Nie, a powinnam być? -położyłam głowę na jego ramieniu. On zrobił to samo, co ja.
-Rozmawiałem ostatnio z Maxem i Harvey'm -oznajmił Martinus, obserwując przez ramię, z kim piszę.
-Tak? Mówili coś ciekawego?
-Niezbyt. Po prostu pytali, co tam u nas słychać. I wiesz co? Pytali się, czy jesteśmy razem. Hahaha.
-Naprawdę? Hahaha -zaśmiałam się. Bardzo śmieszne. -Pójdę przynieść coś do jedzenia -dodałam.
-Wróć za chwilę -powiedział i się uśmiechnął.
-Wiesz, pooglądajmy jednak coś ciekawszego. Może coś o miłości? Najlepiej nastolatków -zaproponowałam i podałam Martinusowi talerz z przekąskami.
-"Dziewczyna i chłopak - wszystko na opak"?
-Bingo! Skąd wiedziałeś, że mam na to ochotę?
-Ja wiem wszystko -położyliśmy się na łóżku i włączyliśmy film. Od czasu do czasu coś przegryzaliśmy i rozmawialiśmy.
-Pojutrze nasza "randka", co nie? -zażartował chłopak.
-No właśnie...
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...