Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jak ogromne zamieszane panowało u mnie w domu przed końcem października. Zacznę od początku. 5 dni przed przyjazdem, Gunnarsenowie obwieścili, że u nas zagoszczą. Jak się potem dowiedziałam, nie tyle co rodzice i dzieci, a tylko dzieci. A jeszcze konkretniej to tylko Marcus i Martinus. Państwo Gunnarsen i Emma mają być zaledwie przez tydzień a następnie na tydzień wyjadą, zostawiając bliźniaków pod naszym dachem. Nie wiem, gdzie wyjeżdżają, ale nie mam nic przeciwko. W domu przygotowywaliśmy się na przyjęcie dużej liczby gości. Jak już kiedy mówiłam, nasza posiadłość jest spora i trzeba dużo sprzątać, jednak zaleta taka, że wszyscy goście się bez problemu pomieszczą. Oprócz Norwegów, miała do nas zawitać także rodzina z drugiego końca Polski. Wiecie, święto zmarłych i wszyscy się jednoczą. Wyznam wam w tajemnicy, że moi rodzice początkowo nie byli zadowoleni z tej sytuacji. Jednak z czasem przekonałam ich, że to nie jest koniec świata. Właśnie robiłam z mamą i siostrą generalne porządki. Mniej więcej. Ostatnie dni były naprawdę zwariowane. Nie miałam na nic wystarczająco czasu. Po pierwsze: przyjazd bliźniaków. Po drugie: zapisałam się na konkurs z norweskiego. W sumie to nie wiem, czemu chciałam wziąć w nim udział. Za bardzo nie myślałam, kiedy podnosiłam rękę. Cieszyłam się, że bliźniaki przyjadą, bo mogą mi trochę pomóc w przygotowaniach. Zapisując się na zajęcia z norweskiego, byłam pewna, że idzie mi całkiem spoko z tym językiem, ale się myliłam. Jest naprawdę trudny. Może przesadzam. Nie szło mi aż tak tragicznie. Po trzecie: na zajęciach tanecznych ogłoszono, że 11 listopada odbędzie się uroczyste przedstawienie w gminie i my, grupa tancerzy, będziemy na nim występować. Mieliśmy wykonać 3 tańce towarzystwie. Jestem bardzo ciekawa, jak się wyrobimy, gdyż czasu jest mało a my nawet nie wiemy, kto z kim będzie w parze. Na pewno nie pozwolą zrobić tego byle jak, bo nie chcą wstydu przed wójtem i resztą "szlachty". Dzisiaj jest spotkanie i może coś ruszy do przodu. Tak czy inaczej, po skończeniu sprzątania domu miałam chwilę przerwy, którą przeznaczyłam na naukę norweskiego. Jednak nie udało mi się nic powtórzyć, gdyż zadzwonił do mnie Martinus i zagadał mnie błahostkami. Dawno tak fajnie mi się z nim nie rozmawiało. Opowiadaliśmy o tym, co się u nas działo w ostatnim czasie i o tym, jak bardzo nie możemy doczekać się, żeby się spotkać. Czas umknął mi szybko i nim się obejrzałam zadzwoniła do mnie Julka z pytaniem, gdzie jestem i abym się pośpieszyła, bo wszyscy już są na hali. Pędziłam do szkoły jak na złamanie karku. Na spotkaniu czytali nam tylko regulamin. Włączyli prezentację multimedialną i ogłosili, że podczas ceremonii będzie wybrana najlepsza para, która następnie zatańczy jak reprezentant szkoły w powiecie. Cała ta szopka trwała blisko 2 godziny, a my nadal nie zrobiliśmy nic. Byłam już nieco zła. No bo, ile można? Chyba każdy miał dość tego ględzenia instruktorów i czekał, żeby coś zaczęło się dziać. Swoje żale wylałam Martinusowi, który mnie naprawdę mocno wspierał w nauce tańca i norweskiego. Z całego serca czekałam tylko, aby go zobaczyć.
Dni przed świętami minęły szybko na codziennej, szkolnej rutynie. 30 października, późnym wieczorem, dostaliśmy wiadomość od taty bliźniaków, że za około 2 godziny wylądują na lotnisku, z którego mieliśmy ich odebrać. Jako, że ta miejscowość leżała w nie najmniejszej odległość od naszej wsi, od razu po nich pojechaliśmy. Ja także. Specjalnie zrobiłam zadania zaraz po szkole i powtórzyłam materiał. Właściwie to nie było dużo nauki, więc mogłam spokojnie jechać. Nim tam dojechaliśmy była już północ. Na samolot czekaliśmy zaledwie kilka minut, ale sporo czasu zajęły nam powitania.
-Wow! Ale się zmieniłeś, nie poznałam cię -zaśmiałam się, kiedy podeszłam na samym końcu do Martinusa.
-Już myślałem, że do mnie nie podejdziesz -powiedział i mocno mnie przytulił, jak chyba nigdy dotąd.
-Biedaczek. Ej, czy ty urosłeś? -spytałam, kiedy spostrzegłam, że nie dzieli nas już 5 cm a 15. Pomimo, że byłam jedną z najwyższych dziewczyn w klasie, nagle poczułam się jak krasnal.
-Nie, to ty zmalałaś.
-Dzięki kochany.
-Co z twoimi oczami? Wyglądasz okropnie -stwierdził chłopak, przyglądając mi się.
-Jesteś przemiły, kochanie. Śpiąca jestem. Ja się poświęcam i przyjeżdżam tu do ciebie, a ty mi się tak odwdzięczasz -powiedziałam ironicznie choć chciało mi się śmiać. Zamiast się zaśmiać, zaczęły mi lecieć łzy. Nie mam pojęcia dlaczego. Po prostu w jednym momencie zrobiło mi się tak przykro, nie wiadomo, z jakiego powodu. Chcąc nie chcąc, po policzku popłynęło kilka kropel łez.
-Ty płaczesz? Przecież ja żartowałem. Wiesz, że masz spoko oczy. Proszę nie płacz, nie chciałem cię obrazić -wyszeptał z zakłopotaną i zmieszaną miną, po czym objął mnie znowu ramieniem.
-Wiem -zaśmiałam się. -Ja tego nie kontroluję. Same mi łzy lecą -wyznałam nadal płacząc. To w sumie nie był płacz. Czy ja jestem dziwna?
-Chodźmy już -powiedział i podążyliśmy za naszymi rodzicami. -Chcesz mi ponieść torbę?
-Nie, dziękuję -odparłam i pociągnęłam nosem. -Nic mi nie jest. To moje oczy płaczą, nie ja -dodałam, kiedy zobaczyłam, że Martinus otwiera usta, aby coś powiedzieć.
Poszliśmy do naszego samochodu a tak właściwie to do samochodów, gdyż przyjechaliśmy dwoma. Podzieliliśmy się na grupy. Ja oczywiście pojechałam z bliźniakami. No wiecie, to już ten wiek, kiedy trzeba szukać męża i wykorzystywać każdą okazję. Żartuję oczywiście. Tak po prostu wyszło. Liczyłam, że będzie śmiesznie i usiadłam sobie na środku. Bliźniacy okazali się być nudni i zaspałam. To była świetna okazja, aby się się mnie pośmiać. Norwedzy zaczęli mi robić zdjęcia i wysmarowali mnie pastą do zębów. Wiecie, co było najgorsze? Że to wszystko widziała moja mama i nic nie powiedziała. Super koledzy i super mama. W pół do trzeciej dotarliśmy do domu. Od razu poszłam się przygotować do spania, gdyż miałam za kilka godzin szkołę.
-Pożyczysz mi pastę do zębów? -Martinus wparował do mojego pokoju bez uprzedzenia. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Masz trzy tubki pasty w łazience.
-Wiesz, co mi się ostatnio przytrafiło? Zaraz ci opowiem -powiedział i rozłożył się wygodnie na dywanie.
-Kochanie, możesz opowiadać, ale nie gwarantuję, że nie zaśpię.
-"Kochanie"... Jaka ty milutka jesteś, kochanie -zakpił sobie ze mnie.
-Ostatnio moi znajomi zaczęli się tak do mnie zwracać, więc ja zwracam się tak do innych -wzruszyłam ramionami.
-Dobrze a teraz posłuchaj mojej historii, kochanie -powiedział z mocnym, ironicznym akcentem na ostanie słowo.
-Ehhh... Wiedziałam, że tak będzie -powiedziałam i rzuciłam na dywan poduszkę a z szafy wyciągnęłam kołdrę. Nie pytajcie, dlaczego trzymam zaścieloną pościel w szafie. Sama nie wiem.
-Myślałem, że wpuścisz mnie na łóżko -powiedział niewdzięcznik.
-Nie przesadzaj -upomniałam go i zgasiłam światło. Martinus zaczął opowiadać jakieś historie a ja wkrótce usnęłam.
CZYTASZ
OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&M
FanfictionMówią, że pieniądze szczęścia nie dają. To może jest prawdą, ale z pewnością pieniądze wywracają nasz świat do góry nogami. Tak było w moim przypadku. Skrajne marzenia zamieniły się w rzeczywistość. Poznałam ich. Naprawdę ich poznałam. Moje kolorowe...