2.129. Wiedźma

232 34 5
                                    

W takich momentach siedziałam schowana przed wodą i pisałam z Martinusem, a Harvey błądził po lesie w jakimś celu. Nie trzeba było długo czekać aż się rozchoruje przez swój upór.


Czwartek, piątek i sobotę spędziłam u boku Harvey'ego, siedząc w domu. Opiekowałam się nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Pierwszej nocy Anglik dostał bardzo wysokiej gorączki i byliśmy już blisko zawiezienia go na pogotowie. Na szczęście spadła po kilku tabletkach, ale Harvey nie mógł spać, więc wraz z nim nie zmrużyłam w nocy oka. Przynosiłam mu regularnie posiłki i kolejne dawki leków. Był tak osłabiony, że praktycznie nie mógł podnieść się z łóżka.

Następnego dnia jego stan się nieco poprawił. Za to mój humor tak jakby osiadł. Już po śniadaniu z Harvey'm wiedziałam, że to nie będzie dobry dzień. Kłótnie zaczęły się, począwszy na robieniu jajecznicy. Właściwie to tylko ja się kłóciłam, bo mój chłopak ciągle próbował mnie uspokoić i rozwiązać problem spokojną rozmową. Zachowywałam się jak wiedźma i nie potrafiłam wytłumaczyć, dlaczego. Myślę, że chodziło mi o to, by wzbudzić w nim poczucie winy tak naprawdę za nic. Chciałam nie być sama w tym całych "wyrzutach sumienia". Szkoda tylko, że takim kosztem.

-Znów jesteś na mnie zła?

-Nie, dlaczego miałabym być na ciebie zła? -spytałam, nawet nie podnosząc wzroku znad gazety.

-Może dlatego, że się nie odzywasz i mnie ignorujesz?

-Nie ignoruję cię -odparłam, udając, że czytam reportaż.

-To może w końcu na mnie spojrzysz? -powiedział Harvey i wyrwał mi gazetę z rąk.

-A może nie chcę z tobą rozmawiać? Nie pomyślałeś o tym?

-Co w ciebie wstąpiło? -spytał Harvey, skrzywiając twarz.

-Skoro według ciebie nie potrafię nic zrobić dobrze, to może powinieneś poszukać sobie innej dziewczyny. Przecież tyle innych, gorących lasek na ciebie leci. Na pewno któraś ci się spodoba - warknęłam, wstając z fotela. Ta scena tak bardzo przypominała mi pretensje mojej mamy to tata. Zawsze wydawało mi się to głupie i nielogiczne. Nie spodziewałam się, że kiedyś sama urządzę taką awanturę.

-Nie potrzeba mi żadnej innej. Nigdy w życiu nie powiedziałem, że robisz coś źle. Jestem tego pewny.

-Ale ja nie twierdzę, że powiedziałeś, że robię coś źle. Ja twierdzę, że powiedziałeś, że nic nie robię dobrze. Nie widzisz różnicy?

-Tak jakby nie. O co ci tak naprawdę chodzi? Dlaczego czepisz się szczegółów?

-Mam cię dość -oznajmiłam i wyszłam, trzaskając drzwiami.

Wyszłam. Po prostu. Bez powodu. Zostawiłam Harvey'ego zmieszanego i zszokowanego. Po południu znów się posprzeczaliśmy z mojej winy i na wieczór była powtórka tego, tylko że poważniejsza.

-Napalone fanki wysłały ci listy -oznajmiłam i rzuciłam Harvey'emu na łóżko stos paczek.

-Mogłabyś delikatniej? Tam są też cenne i ważne rzeczy -zauważył Anglik.

-Och, wybacz. Może któraś z nich wysłała ci zdjęcie twojego synka? Albo córeczki? 

-O czym od rana pieprzysz? -to było prawdopodobnie najostrzejsze zdanie, jakie usłyszałam z ust Harvey'ego i jedyne, gdyż nigdy później podobnego nie usłyszałam. 

-Nie jeżdżę na twoje koncerty. Robisz, co chcesz. Nie mam żadnych dowodów, że jesteś wobec mnie uczciwy poza twoimi i Maxa słowami -westchnęłam. To, co powiedziałam było bardzo niesprawiedliwe i wredne, ale wtedy wydawało mi się, że jest na miejscu.

-Przepraszam, czy ty mi właśnie sugerujesz, że cię zdradzam? 

-A nie robisz tego? -wzruszyłam ramionami.

-Oczywiście, że nie. Czy ci odbiło, kobieto? -spytał Harvey i zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałam. Liczyłam na to, że wkurzy się na mnie, powie mi niemiłe slowa albo przestanie się odzywać. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tego chciałam. Natomiast Harvey zaśmiał się, wstał z łóżka i podszedł blisko mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i mnie przytulił. Poczułam wtedy przyjemne ciepło i mocne ukłucia w obrębie serca.

-Przepraszam, ale mam już dość -powiedziałam, odepchnęłam Harvey'ego i ze łzami w oczach znów wyszłam z pokoju.

OK, spójrzmy na to z drugiej strony... M&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz