Renesmee
– Renesmee?! – Głos Layli był donośny, chociaż przecież usłyszałabym ją nawet, gdyby przestała krzyczeć. Westchnęłam i pośpiesznie skręciłam w stronę tylnego wejścia do domu, mając naiwną nadzieję na to, że uda mi się przeciągnąć spotkanie z siostrą Gabriela w czasie.
Powiedzieć, że Layla była nieznośna, byłoby sporym niedociągnięciem. Od śmierci Isabeau, najstarsza z rodzeństwa Licavoli była niczym małe utrapienie, jakby chciała poprzez szukanie zajęcia i nadmierny entuzjazm zwalczyć smutek, który wszyscy odczuwaliśmy. Było to dość dobrym pomysłem, póki tyczyło się jedynie jej, ale odkąd to na mnie skupiała się cała uwaga dziewczyny, nie byłam już tak entuzjastycznie nastawiona.
No dobrze, nie na mnie, ale na ślubie. Na samą myśl o ceremonii, przechodziły mnie dreszcze podekscytowania, ale i przerażenia. Przez wszystko, co działo się ostatnimi czasy, zdążyłam już prawie zapomnieć o tym, że Gabriel mi się oświadczył. Ciężko w końcu było się tym zachwycać ze śmiertelną dla człowieka gorączką albo później, świadomym ciążącą nad wszystkimi moimi bliskimi perspektywą śmierci. Chociaż od tego czasu minęły ponad cztery miesiące, wcale nie było mi łatwiej i wciąż miałam wrażenie, że żyję w niekończącym się śnie.
Muszę przyznać, że wiele się zmieniło od dnia, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam granice Miasta Nocy. Po walce, którą – za sprawą Pavarottich, oczywiście – wszyscy w mieście zaczęli nazywać „Nocą Oczyszczenia", nic już nie było takie samo. Śmierć Isabeau, Drake'a i jeszcze wielu innych, w znamienitej większości obcych mi osób, podziały między rasami jakby się zatarły i to z pewnością było dobre. Jeśli dodać do tego fakt, że z winy buntu ludzi całe miast niemal doszczętnie spłonęło, tym bardziej musieliśmy spróbować jakoś zacząć się dogadywać, starając się doprowadzić wszystko do porządku.
„My", bo mimo wcześniejszych wątpliwości, ostatecznie postanowiliśmy nie wracać do Forks, osiadając się w dawnym domu matki Isabeau i jej dzieci. Za sprawą Esme i tego, jak przez kilka pierwszych tygodni zaganiała nas do pracy, dom odzyskał dawną świetność, a nadejście wiosny i zbliżające się lato sprawiły, że nawet ogród zaczął odżywać. Nawet drzewa cytrynowe, którymi zawsze szczyciła się Allegra, zdołały przeżyć zimę i teraz zakwitły na nowo, co wybitnie świadczyło, że moja babcia była cudotwórczynią. Nasz nowy dom również był fantastyczny i sądzę, że gdyby Isabeau mogła cokolwiek w tej kwestii powiedzieć, na pewno nie miałaby nic przeciwko temu, że go zajęliśmy. Dopiero później zaczęłam żałować, że jej o to nie zapytałam, kiedy miałyśmy okazję, żeby ostatni raz porozmawiać, ale chyba wtedy wszyscy byliśmy zbyt oszołomieni i przybici, żeby się nad tym zastanawiać. No i jeszcze Aldero i Cameron...
Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Carlisle w jakimś stopniu się o wszystko obwinia. Chyba niezliczoną ilość razy celowo powtarzaliśmy już, że to, co się stało, było absolutnie nie do zatrzymania, ale i tak czułam, że coś jest nie tak. Tylko skąd którekolwiek z nas mogło wiedzieć, że Isabeau nas nie zdradziła? Jej zachowanie temu zaprzeczało, poza tym dziadek zrobił to, co w tamtym momencie wydawało się słuszne. Przecież nawet gdybyśmy o wszystkim wiedzieli, żadne z nas nie zatrzymałoby wydarzeń na klifie, bo Isabeau by na to nie pozwoliła. Nawet więcej, bo jeśli wierzyć słowom Layli, Beau od samego początku wiedziała, że jej i Drake'owi jest tamtego dnia pisana śmierć. To wciąż brzmiało nierealnie, ale przecież nie mogliśmy do końca życia gdybać i zastanawiać się nad tym, co by było, gdybyśmy zachowali się inaczej.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...