Renesmee
Świątynia mieściła się w okolicach klifu, blisko cmentarza i polany, gdzie trzy miesiące wcześniej, wszyscy zmuszeni byliśmy walczyć o życie. Trudno, żebym jej nie pamiętała, chociaż w noc, kiedy umarł Drake i omal nie straciliśmy wszystkiego, co było nam drogie, miałam okazję zobaczyć jedynie szczątki budynku i to zaledwie w marnym świetle, które dawały płomienie Layli. W większości miejsce to strawił pożar, który pochłonął również kapłankę i przyjaciółkę Allegry, Tiah, chociaż to stało się jeszcze zanim wraz z Gabrielem zdecydowaliśmy się przybyć do tego miejsca. Szczątki budynku zniszczyli ostatecznie Drake i Dimitr, kiedy zaczęli walczyć i przypadkiem naruszyli osłabione fundamenty.
Gdybym tego wszystkiego nie wiedziała, prawdopodobnie nie wpadłabym nawet na to, jak wiele krwi wsiąknęła ziemia nad klifem. Teraz czułam się nieswojo, idąc ścieżką w stronę nowej świątyni, nie noszącej nawet śladu wszystkich okropności, które wydarzyły się w tym miejscu. W dzień wszystko wyglądało inaczej, a odnowiony budynek zachwycał, ja jednak zdecydowanie nie byłam w nastroju do tego, żeby czymkolwiek się zachwycać. Jak przez mgłę pamiętałam popychającą mnie do przodu adrenalinę, strach i krzyki, które słyszałam błądząc w ciemnościach i walcząc z przeciwnikiem, którego byłam w stanie dostrzec dopiero wtedy, gdy był blisko albo mnie zaatakował. Pamiętałam zapach śmierci, odór wilkołaczych oddechów, ślizganie się na krwi i ciepło płomieni, które z czasem pojawiły się, żeby pochłonąć ciała ofiar. Czegoś takiego nie dało się zapomnieć i chociaż od walki minęły długie trzy miesiące, a wszelakie ślady zostały starannie usunięte, miejsce to i tak kojarzyło mi się z tym, co najgorsze. Było naznaczone przez śmierć i żadne starania nie były w stanie tego zmienić.
Nigdy nie widziałam świątyni, ale jej nowa wersja okazała się równie zachwycająca, co i Akademia Nocy. Był to okazały, biały budynek, otoczony kwiatami i bujnym ogrodem. Po ścianach piął się dziki bluszcz, dookoła kwitły krwistoczerwone róże, a tuż przed budowlą wznowił się marmurowy posąg bogini Selene. Miejsce to aż przesiąknięte było mocą, którą dysponowali ci bardziej uzdolnieni nieśmiertelnych, bo mimo upalnego lata, niemożliwe było, żeby doprowadzić ogród do takiego stanu w tak krótkim czasie. W zasadzie miejsce to miało w sobie coś kojącego, zwłaszcza kiedy spoglądało się na łagodne oblicze bogini księżyca, chyba nieprzypadkowo zwróconej w kierunku znajdującego się nieopodal urwiska.
Zwolniłam zupełnie machinalnie. Gabriel rzucił mi pytające spojrzenie, ale nie odezwał się ani słowem, dostosowując się do mojego tempa. Pod wpływem impulsu mocniej ścisnęłam jego dłoń, żeby dodać sobie odwagi, po czym raz jeszcze spojrzałam w stronę posągu. Już kiedy po raz pierwszy zobaczyłam personifikację Selene w domu Gabriela (to wspomnienie wydawało się tak nierealnie odległe...), coś w wyglądzie kobiety mnie zachwyciło. Tym razem było podobnie, chociaż równie dobrze mogło mieć to coś wspólnego z przygnębieniem, które odczuwałam. Być może dlatego to oblicze Selene wydało mi się zatroskane, jakby bogini doskonale pojmowała, co takiego czułam i te uczucia jej się udzielały.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...