Layla
Layla oddychała ciężko. Czuła się tak, jakby oberwała czymś ciężkim po głowie, a do tego wszystkiego została sparaliżowana. Stała w bezruchu, całkowicie oszołomiona i niezdolna do tego, żeby tak po prostu przyjąć do wiadomości, że to, co się działo, było prawdziwe. Nie powinno być, a już na pewno nie miała pojęcia, jakim cudem mogłoby do tego dojść. Powtarzała to sobie, chociaż formułowanie jakichkolwiek myśli było więcej niż trudne, by nie rzec, że niemożliwe.
A więc przestała myśleć. Tak było prościej, poza tym jej ciało wydawało się wiedzieć, co powinno zrobić i to nawet lepiej od niej samej. Bez zastanowienia odwzajemniła pocałunek, jednocześnie czując jak całe jej ciało przenika przyjemne ciepło, tym razem nie mające niczego wspólnego z posłusznym jej żywiołem. Kilka razy całowała się z Dylanem, ale chyba nigdy nie czuła się w taki sposób; tamte pocałunki były po prostu przyjemne, nic poza tym, zresztą towarzyszący jej od dzieciństwa strach zawsze ostatecznie doprowadzał do tego, że w pośpiechu je przerywała, żeby móc w porę się wycofać. Tym razem było inaczej, a Layla całkowicie straciła panowanie nad sobą i swoim ciałem, poza tym nawet przez myśl nie przyszło jej, żeby jakkolwiek się wzbraniać.
To przypominało eksplozję albo wzniecanie ognia. Nagle znalazła się w samym środku pożaru, kiedy jej ciało zapłonęło, pragnąc jeszcze więcej. Nigdy nie była dobra w tych sprawach, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo nie mogła mieć pewności. Z Dylanem nie byli parą w takim sensie, jakiego chłopak mógłby oczekiwać, a ona nie wpadłaby na to, żeby zadawać mu jakiekolwiek intymne pytania. Pewnie i tak nie powiedziałby jej prawdy, gdyby coś z nią było nie tak, poza tym obawiała się, że próbując się tego dowiedzieć, mogłaby zrobić mu niepotrzebne nadzieje, a na to nie mogła sobie pozwolić. Już i tak zbyt wiele błędów popełniła, niepotrzebnie przeciągając ich związek, w zasadzie jednostronny, bo nie była w stanie spojrzeć na Dylana jak na kogokolwiek więcej niż po prostu przyjaciela. Wiedziała, że ta pozycja zdecydowanie mu nie odpowiadała, ale nic nie mogła na to poradzić.
A teraz stała tutaj, pozwalając żeby to Rufus ją całował i wcale nie czuła się z tym źle. Oddanie pocałunku przyszło jej bez trudu, równie naturalnie, co oddychanie albo poruszanie się. W jednej chwili znalazła odpowiedni rytym i zanim się obejrzała, bez zastanowienia zarzucała mu już obie ręce na szyję, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej. Miała wrażenie, że płonie, ale to było pozytywne uczucie. Ciepło, które czuła, miało w sobie coś kojącego, poza tym pierwszy raz nie miało związku z tym, co robiła. To był po prostu Rufus – jego dotyk, jego obecność... Kiedy to zrozumiała, poczuła się jeszcze bardziej oszołomiona, ale nie chciała i nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać. W tym momencie nie liczyło się nic innego, prócz tego pocałunku i tej krótkiej chwili, w której oboje trwali.
Namiętność. To słowo nigdy nie mówiło jej zbyt wiele – jakiekolwiek intymne sytuacje kojarzyły jej się z bólem, krzykiem i brutalnością – teraz jednak powoli zaczynała rozumieć, jak jest naprawdę. Była płomieniem, a Rufus w jakimś dziwny sposób był jej paliwem. Pozwalał jej się rozgrzać i wzrosnąć siłę, a teraz jakimś cudem sprawiał, że czuła się pobudzona i zdecydowana jak nigdy dotąd. Mimochodem pomyślała, że to nawet zabawne, że w nawet tej sytuacji znalazła jakieś naukowe porównanie, ale z drugiej strony, nie zdziwiło jej to – w końcu już wcześniej zauważyła, że przebywanie w laboratorium mimo wszystko dało jej więcej niż mogła sobie wyobrazić.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...