Dziewięćdziesiąt dwa

40 6 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Zegar na placu wybił godzinę czwartą, kiedy wypadliśmy na plac. Każde kolejne uderzenie wydawało się dziwnie intensywne i jakby przenikało mnie na wskroś, chociaż równie dobrze mogła być to wina zmęczenia. Czułam się otępiała i zmęczona, ale paradoksalnie nawet nie brałam pod uwagę tego, że mogłabym zasnąć. Trzymałam na rękach Alessię, zazdroszcząc jej tego, że mała była w stanie spać w tej sytuacji. Ja nie mogłam, chociaż paradoksalnie wciąż miałam wrażenie, że za moment zapadnę się w ciemność albo mięśnie ostatecznie odmówią mi posłuszeństwa. Jedynie adrenalina sprawiała, że wciąż byłam w stanie normalnie funkcjonować, ale i tak nie byłam pewna, jak długo jeszcze będę w stanie oszukiwać zmęczenie i swoją ludzką, potrzebującą snu naturę.

Kristin szła przodem, zachowując się tak, jakby właściwie było jej wszystko jedno, czy ktoś nas za chwilę zaatakuje. Nawet mając trudności z zebraniem myśli, byłam świadoma tego, że to dość niepokojące zachowanie i chyba nie byłam w tym odosobniona, bo Theo przesuwał się za dziewczyną niczym cień, gotów ją chronić. Ja i Gabriel szliśmy tuż za nimi, niosąc bliźnięta, bo zarówno Damien, jak i Alessia zasnęli. Jedynie Cammy był wciąż przytomny i równie pobudzony, co Kristin. Szedł o własnych siłach, czujnie rozglądając się dookoła i wręcz do złudzenia przypominając mi w tamtym momencie Isabeau, nawet mimo jasnych włosów i łagodnego spojrzenia. Edward znajdował się tuż przy mnie, a ja wyjątkowo nie miałam motywacji do tego, żeby sprawdzać się z nim o to, że nie potrzebuję ochrony i że powinien skoncentrować się na sobie.

– Coś jest nie tak – usłyszałam cichy głos Gabriela i zupełnie machinalnie spojrzałam w jego stronę. Nie mogłam powiedzieć, żebym dzięki jego słowom była spokojniejsza.

– Co masz na myśli? – upewniłam się, jednocześnie przystając, bo idący przede mną Kristin i Theo zatrzymali się, skryci w cieniu.

– Nie wiem – przyznał Gabriel – ale i tak uważam, że coś jest nie tak. Jest zbyt cicho. Zdecydowanie za cicho, skoro walka przede wszystkim powinna trwać tutaj – wyjaśnił, a ja uświadomiłam sobie, że tak jest w istocie.

Plac przypominał istne pobojowisko. Pomijając budynek, który już na samym początku zawalił się, dając nam wszystkim okazję do ucieczki, musiało ucierpieć jeszcze kilka budynków, bo wszędzie widziałam tylko gruzu i odłamki rzeczy, których nie byłam w stanie zidentyfikować. Widziałam również białe kawałki, które swoją fakturą przypominały marmur i były niepokojące czułe na srebrzysty blask księżyca, ale nie chciałam nawet brać pod uwagę tego, że to mogłyby być kawałki wampirzych ciał; wtedy prawdopodobnie zaczęłabym starać się je identyfikować, a to mogłoby doprowadzić do wyciągnięcia wniosków, których nie chciałam poznać – a tym bardziej nie chciałam przekonać się, że są prawdziwe.

Było ciemno, ale czerń skutecznie rozpraszał blask, który bił od kilku rozpalonych ognisk. Wręcz mdliło mnie od zapachu palonych wampirzych ciał, poza tym nie mogłam powstrzymać się przed wodzeniem wzrokiem za smugami fioletowego dymu, który ciężko unosił się nad ziemią. Przypominał przez to obrzydliwą mgłę, która napawała mnie niepokojem i w której za żadne skarby nie chciałam się znaleźć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz