Layla
– Czy można prosić?
Layla wzdrygnęła się i uniosła głowę. Dylan stał obok, patrząc na nią tymi swoimi przenikliwie zielonymi oczami. Rude włosy miał w nieładzie, co nieco kłóciło się z idealnie wykrojonym garniturem, który pasował do niego idealnie, chociaż nadawał mu zbyt formalnego, obcego wyglądu. Musiała przyznać, że wyglądał... korzystnie.
Znała uśmiech, który błąkał się na jego ustach aż nazbyt dobrze – niepewny i uroczy, jak zawsze kiedy ryzykował zrobienie jakiegoś odważniejszego kroku w jej stronę. Od trzech miesięcy ich relacje były pogmatwane i nie potrafiła ich określić, ale wiedziała czego oczekiwał Dylan. Nie sądził przynajmniej, że są parą – oficjalnie nie – ale wyraźnie do tego dążył i bardzo chciał w to wierzyć. Fakt, że już na nią nie naciskał, był sporym ułatwieniem, ale mimo wszystko... wciąż coś do niej czuł, a to było niedobre. Nie wiedziała dlaczego, ale po prostu nie potrafiła odwzajemnić jego uczuć, nie tak jakby chciał, zwłaszcza po tym, jak potraktował ją w tamtych tunelach. Może właśnie tutaj leżał cały problem – w jej pamiętliwości – ale nawet jeśli tak, nic nie mogła na to poradzić. Dylan od samego początku był jej bliski, ale nie w takim stopniu, w jakim mógłby tego oczekiwać; powinna była mu to jasno powiedzieć, ale wciąż nie miała odwagi i naiwnie czekała na to, aż sam to zrozumie.
A teraz stał przed nią, wyciągając zachęcająco rękę i czekając na jej odpowiedź. To tylko taniec, pomyślała, chcąc samej sobie wmówić, że chłopak nie dostrzeże w tym niczego więcej i że nie powinna się obawiać.
– Jasne – rzuciła, żeby się nie rozmyślić. Zresztą i tak nie miała pomysłu na to, żeby odmówić. Chyba powinna się cieszyć, że przynajmniej to nie ona złapała ślubny bukiet, bo taki zbieg okoliczności Dylan mógłby uznać jako prezent od losu.
Radosny uśmiech i błysk, który rozjaśnił jego wiecznie smutne oczy, był najlepszą nagrodą za to, że się zgodziła. Wciąż miała wyrzuty sumienia przez to, że dawała mu nadzieję, ale pozwoliła żeby objął ją w pasie i tanecznym krokiem poprowadził w stronę innych tańczących. Wkrótce wirowali wraz z innymi parami, a ona poczuła się lekko i zdecydowanie pewniej, kiedy przekonała się, że Dylan naprawdę stara się, żeby wszystko wyszło jak najlepiej. Obie dłonie trzymał na jej biodrach – nie za nisko, jakby chcąc jej udowodnić, że mimo wszystko może mu zaufać – poza tym nie próbował jej przyciągać bliżej, niż było to potrzebne. Nie mogła tego nie docenić, chociaż z drugiej strony nie była w stanie pozbyć się wrażenia, że Dylan chce w ten sposób uśpić jej czujność. Może i zaczynała być przewrażliwiona po tym, jak zachowała się Kristin, ale przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że zarówno ona, jak i jej podopieczni, są znakomitymi łowcami. Nie mogła o tym zapominać, nawet jeśli Dylan zachowywał się przyjaźnie.
Muzyka miała w sobie coś upajającego, chociaż nie hipnotyzowała. Pavarotti widzieli, co robią, ale to chyba nie powinno ją dziwić, bacząc na ich doświadczenie w tej kwestii. Kątek oka dostrzegła, jak obaj świetnie się bawią, zagadując do gości i to momentami w dość odważny sposób. Lucas nawet zdołał wyciągnąć Esme, żeby z nią zatańczyć, chociaż sądząc po spojrzeniu obserwującego ich Carlisle'a, doktor nie był tym zadowolony. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdyby chodziło o nią, Dylan nie ograniczyłby się do tego, żeby stać spokojnie – chyba, że tańczyłaby z Gabrielem, bo tego nie mógłby się przyczepić. Był zaborczy i coraz częściej to dostrzegała, chociaż przecież żadne z nich nie było zobowiązane do czegokolwiek. Nawet ucieszyłaby się, gdyby się zakochał, bo wtedy jej problem rozwiązałby się samoistnie, ale najwyraźniej nie miała na co liczyć.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...