Layla
Layla zamrugała pośpiesznie. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby przyzwyczaić oczy do światła i być w stanie dostrzec cokolwiek. Kilkanaście sekund całkowitego oszołomienia i odcięcia od najważniejszego zmysłu, którym dysponowała! Czuła się z tym okropnie, wręcz bliska paniki i tego, żeby zacząć uciekać na oślep, bo instynkt podpowiadał jej, że jest najbardziej narażona na atak.
Ale chociaż miał po temu okazję, Rufus nie ruszył się z miejsca. Kiedy nareszcie odzyskała wzrok i zdołała skupić się na nim, przekonała się, że wciąż stoi w tym samym miejscu, gdzie musiał znajdować się od samego początku – tuż przy schodach, trzymając dłoń na włączniku światła, który przegapiła. Opierał się o ścianę, obserwując ją czujnym, ale dziwnie zamglonym wzrokiem, jakby zdążył już zapomnieć o jej obecności albo się zamyślić. Nie tego się spodziewała, chociaż kiedy bardziej się nad tym zastanowiła, musiała przyznać przed samą sobą, że sama nie była pewna, co takiego sobie wyobrażała.
Pierwszym, co zauważyła, były właśnie jego oczy. Duże i wyraziste, miały ciekawą brązową barwę i jakiś dziwny wyraz, którego wprost nie potrafiła określić. To była dziwna mieszanka inteligencji, ale i szaleństwa, która wydała jej się... logiczna. Wciąż jeszcze się nad tym zastanawiając, zwróciła uwagę na wyraziste rysy twarzy, jasne blond włosy i smukłą sylwetkę. Nie potrafiła określić jego realnego wieku, ale fizycznie wyglądał na dwadzieścia kilka lat, chociaż jego doświadczenie musiało temu przeczyć. Jak każdy nieśmiertelny był przystojny, poza tym w tym momencie zupełnie nie wydawał jej się niebezpieczny. Wręcz przeciwnie – w zdecydowanie za dużym, pośpiesznie narzuconym na sweter kilcie, wydawał się raczej nieporadny, ale i na swój sposób pociągający.
Wyprostował się tak nagle, że aż się wzdrygnęła. Zaraz poczuła się przez to głupio, bo nawet się do niej nie przybliżył; zaskoczył ją, jednocześnie wyrywając z zamyślenia.
– Zamierzasz jeszcze długo mi się tak przyglądać? – zapytał tym samym, niskim tonem. Coś w jego spojrzeniu i postawie się zmieniło, i teraz przypominał przyczajonego drapieżnika. Zdwoiła czujność, uświadamiając sobie, że pozory mylą i musi zachować ostrożność.
– Nie – zreflektowała się. Przyjęła z ulgą fakty, że się nie zarumieniła, chociaż speszyła ją świadomość, że od kilku minut wgapia się w niego, jakby była niespełna rozumu. Gabriel zawsze zwracał uwagę, że wieczna gorączka nadaje jej policzkom rumieńców, dzięki czemu ciężko było zauważyć, kiedy była zmieszana albo zawstydzona. – Nie, nie zamierzam – powtórzyła, dla potwierdzenia swoich słów w pośpiechu odwracając wzrok.
Co ja robię?, skarciła się w duchu. Nie rozumiała własnej nieporadności i tego, jak bardzo nieporadna się poczuła. Przecież powinna się cieszyć, że udało jej się dotrzeć do celu, ale wcale tak nie było. Nie rozumiała, skąd się to brało, ale obecność Rufusa sprawiała, że czuła się... zaniepokojona. Nie podobało jej się też to, że spuściła z niego wzrok – jak nic musiał być nieprzewidywalny i to bardziej od nowonarodzonego wampira – ale i tak nie mogła nic na to poradzić; przecież nie wchodziło w rachubę dalsze wgapianie się w niego, nawet jeśli wydawało się to rozsądne. Przecież to oczywiste, że miała wątpliwości, kiedy chodziło o przebywanie z obcym nieśmiertelnym, prawda?
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...