Layla
Gabriel był zdenerwowany, ale przynajmniej nie zachowywał się tak irracjonalnie, jak Layla mogłaby się tego spodziewać. Kiedy z Nessie pojawiły się w domu, wydawał się przede wszystkim zaniepokojony, ale o bardzo, ale to bardzo zmęczony. Obie w skrócie opowiedziały mu o wszystkim, co się wydarzyło, kilka razy dopuszczając go do swoich myśli, bo tak było łatwiej i szybciej. Nie chciały zbyt długo trzymać go w niepewności, zwłaszcza, że i tak był już zaniepokojony nieobecnością dzieci oraz tym, że jego siostra kolejny raz zniknęła na kilka długich dni. Layla poczuła się winna z tego powodu, ale jednocześnie nie uważała, żeby zrobiła coś złego; przecież podejmowała decyzje, które wydawały się jej słuszne, a pomoc Rufusowi na pewno taka była.
Ogólne przygnębienie wyczuwalne było wszędzie i Layla powoli zaczynała mieć dość obecności Gabriela i Renesmee. Ta dwójka zresztą przede wszystkim zajmowała się sobą i ostatecznie stanęło na tym, że wszyscy skończyli w salonie, a Gabriel cicho przygrywał im na gitarze. Renesmee leżała skulona u jego boku, wspierając głowę na jego torsie i w milczeniu obserwowała, jak zwinne palce jej męża uderzają o struny, wprawiając je w drżeniem. Layla obserwowała ich z fotela przy kominku, jej wzrok jednak cały czas uciekał w stronę tańczącego na palenisku płomienia. Widok był nieco przygnębiający, podobnie jak i wspomnienia, które przywoływał widok jakże podobny do tego, który znała z dzieciństwa, bo Gabriel odwzorował kominek z ich domu, przenosząc go do swojego, wyjątkowo jednak udawało jej się o tym nie myśleć. W zamian skupiała się na drobiazgach, starając się przestać czuć niczym intruz, który zakłóca spokój i chwilę sam na sam, której mogli oczekiwać Gabriel i Renesmee. Łączące ich czucie było niemal namacalne i Layla nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest tutaj zbędna. Nie miała pojęcia, kiedy obserwowanie uczucia, które łączyło jej brata i jego żonę, zaczęło działać jej na nerwy, teraz jednak... No cóż, nie była w stanie tego spokojnie znieść. Czuła, że coś się w niej zmieniło, chociaż paradoksalnie w żaden sposób nie była w stanie tego nazwać.
Cóż jest piękniejsze – wschód czy zachód słońca?
Ci, których znam, powiedzą, że zachód,
kiedy wszystko się kończy, a dzień obumiera;
ilu jednak tak naprawdę doświadczyło początku?
Głos Gabriela niósł się po całym pokoju, niosąc ukojenie i jednocześnie wprawiając ją w dziwny nastrój. Słowa wydawały się owijać wokół niej, sprawiając, że chcąc nie chcąc zaczęła zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę czuje. Co więcej, jej myśli samoistnie powędrowały do Rufusa i do tego, co powiedział jej w korytarzach. Nie tyle obchodziła ją kwestia jej krwi, ale to, co nastąpiło później – to, że coś przed nią ukrywał. Rosa... Kim była? Ta jednak kwestia nie dawała jej spokoju, chociaż może nie powinna nawet się nad tym zastanawiać. Każde z nich miało prawo do tajemnic i własnej przeszłości, własnego życia... Rufus miał racje, bo byli kwita, prawda? Ona również nawet słowem nie wspomniana mu o Marco, dlatego i on mógł mieć przed nią swoje tajemnice. Tak było uczciwie, przynajmniej kiedy patrzyła na to pod kątem sprawiedliwości.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...