Sto dwadzieścia pięć

43 6 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

– Gabriel?

Imię ukochanego było pierwszym, co przyszło mi do głowy. Nie czułam obejmujących mnie ramion ani ciepła ciała mojego męża, jakże blisko mojego, więc już samo to powinno wystarczyć mi za odpowiedź, ale i tak usiadłam, żeby dla pewności rozejrzeć się dookoła.

Westchnęłam i musnęłam palcami puste miejsce u mojego boku. Pościel wciąż przesycona była zapachem Gabriela, ale i tak miałam wrażenie, że minęło trochę czasu od momentu, kiedy mój ukochany zdecydował się mnie zostawić. Zamyśliłam się, próbując sobie przypomnieć cokolwiek na temat tego, że obiecał się zostać ze mną całą noc, ale oczywiście nie znalazłam w pamięci żadnej obietnicy. Gabriel miał czyste konto, a ja nie miałam o co mieć do niego pretensji.

Rozczarowana, przeciągnęłam się lekko, z satysfakcją stwierdzając, że czuję się lepiej niż w nocy. Gorączka ustąpiła i już nie czułam się nawet zmęczona. Co prawda rana na ręce lekko pulsowała, ale ból był przytłumiony dzięki lekom, które podał mi Carlisle. Innymi słowy, czułam się całkiem nieźle, co zachęciło mnie do tego, żeby spróbować wstać.

Usiadłam na skraju wąskiego łóżka – jakże różnego od okazałego łoża, które zrobiło sypialnię w moim domu – i spuściłam nogi na ziemię. Kątem oka dostrzegłam szklankę z wodą i bez wahania po nią sięgnęłam, spragniona po nocy. Słońce już wzeszło, ale na zewnątrz wciąż pogoda prezentowała się nieciekawie; ciężkie chmury tworzyły niemal idealną, ciemną masę, która przysłaniała błękit nieba, zapowiadając kolejne opady. Nie przejęłam się zbytnio, bo i tak nie zamierzałam nigdzie wychodzić, deszczowa pogoda zresztą kojarzyła mi się z Forks i zostawionym tam życiem. To były dobre wspomnienia, które już nie sprawiały mi przykrości, a wręcz wywoływały na mojej twarzy uśmiech.

Wciąż byłam lekko zgrzana, a na sobie miałam bluzkę Layli. Marzyłam o prysznicu, ale do tego potrzebowałam świeżych ubrań, dlatego z nadzieją podeszłam do szafy, która wcześniej należała do mnie. Całkiem sporo rzeczy zostawiłam w domu Isabeau, nie mając głowy do przenoszenia ich po przeprowadzce, więc z tym większą ulgą przyjęłam to, że wciąż leżały na swoim miejscu. W pośpiechu wygrzebałam jakieś luźne i bluzeczkę na ramiączkach, żeby więcej nie naruszać obolałej ręki. Ręczniki i wszystko to, czego mogłam potrzebować, znajdowało się w łazience, więc nie zawracałam sobie tym głowy.

Coś załomotało w okno. Poderwałam się, zaskoczona, uderzając głową o nisko położoną półkę. Syknęłam z bólu i pocierając obolałe miejsce, błyskawicznie odwróciłam się, szukając źródła dźwięku. Spodziewałem się wielu wyjaśnień, ale na pewno nie tego, że dostrzegę siedzącego na parapecie mojego okna Rufusa i to odkrycie dosłownie mnie oszołomiło.

– Co tutaj robisz? – zapytałam z opóźnieniem, w pośpiechu rzucając ubrania na łóżko i doskakując do okna. – Oszalałeś? Wystraszyłeś mnie – poskarżyłam się, nie kryjąc poirytowania.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz