Siedemdziesiąt pięć

43 6 0
                                    

Esme

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Esme

Była zmęczona, ale już dawno bezpowrotnie straciła możliwość, żeby być w stanie zasnąć. Swoją drogą, to nawet brzmiało dziwnie. Zmęczona wampirzyca. Nawet przypadek zmęczenia psychicznego wydawał się w tym wypadki dziwnie nierealny, chociaż jednocześnie pozostawał jak najbardziej prawdziwy. To był jeden z tych momentów, kiedy Esme była w stanie szczerze tęsknić za byciem człowiekiem, nawet jeśli wspomnienia z tym związane były najgorszymi w całym jej życiu i stopniowo o nich zapominała.

Ale nie chciała zapomnieć wszystkiego. Były obrazy, rzeczy i osoby, które chciała zapamiętać, nawet jeśli niosły ze sobą ból. Nie które doświadczenia jednak były przyjemne, jak chociażby dotyk miękkiej pościeli pod policzkiem i stan oczekiwania, kiedy powoli zapadała się w ciemność, czekając na jakże upragniony sen; ten mimo wszystko niósł ze sobą ukojenie, jakże potrzebne w takich momentach jak chociażby ten. Pamiętała, że niejednokrotnie był dla niej ucieczką, zwłaszcza krótko po tym, jak jej synek – to urocze, niewinne maleństwo; jej kochana iskierka... – umarł. To dlatego chciała się zabić: żeby móc wiecznie śnić.

I paradoksalnie udało się, bo w realnym świecie nie spotyka się aniołów.

Teraz nie mogła spać, ale mimo wszystko miała wrażenie, że wciąż śpi. To był bardzo piękny sen i nareszcie miała wszystko, co tylko by mogła zamarzyć. Czasami jednak ten piękny sen przeistaczał się w koszmar i wtedy pragnęła zrobić wiele, żeby jakoś to naprawić albo móc się przebudzić, to jednak nie było możliwe. Powoli zaczynała się przyzwyczajać, że chcąc nie chcąc za każdym razem będzie musiała o swoje szczęście walczyć, ale chyba nigdy w pełni nie miała tego zaakceptować, a co dopiero spróbować się z tym pogodzić.

Martwiła się, chociaż raczej nie było w tym niczego dziwnego. Nade wszystko chciała z kimś na ten temat porozmawiać, żeby nareszcie poczuć się lepiej i uwierzyć, że wszystko będzie w porządku, ale jednocześnie nie mogła zdobyć się na to, żeby w tym momencie pójść do Carlisle'a. Bała się tego, że spędzają z nim zbyt wiele czasu, ostatecznie go straci, a wtedy związany z jego śmiercią ból będzie jeszcze bardziej nie do zniesienia. Kiedy przy nim była i patrzyła na niego, nie mogła znieść tego, że może być smutny; nie chciała żeby tak było, a tym bardziej żeby się bał, nie mogła jednak zrobić nic, żeby jakoś mu pomóc. Mogła co najwyżej zaoszczędzić patrzenia mu na jej strach, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że odsuwając się od niego jednocześnie go rani.

Dlaczego złe rzeczy za każdym razem spotykały właśnie ich? Po zaledwie kilku miesiącach spokoju, kiedy wszystko nareszcie zaczęło się układać, kolejny raz krążyło nad nimi widmo śmierci. Już tyle razy udało im się ją oszukać, że wręcz niemożliwe wydawało się, żeby zdołali tego dokonać po raz kolejny. Zamierzała dać z siebie wszystko, ale obawiała się, że nawet to czego nauczyła się od Michaela albo obserwując Edwarda czy Carlisle'a, będzie zbyt słaba, żeby być w stanie się obronić. Obawiała się zresztą, że kiedy przyjdzie co do czego, jej najbliższym stanie się krzywda – i że to właśnie przez nią, kiedy będą próbować wciąż za nią odpowiedzialność. Nie chciała tego i to jedynie pogłębiało odczuwane przez nią poczucie winy, bo niezależnie od wszystkiego sądziła, że gdyby wtedy należycie zaopiekowała się dziećmi, nic złego by się nie stało.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz