Renesmee
Pierwsze takty marsza weselnego podziałały niczym niepisany znak, którego każdy podświadomie wyczekiwał. Przez kilka pierwszych sekund po prostu słuchałam, trwając w bezruchu i zachwycając się grą taty, zanim przypomniałam sobie, że mam coś ważniejszego do zrobienia. Tanya musiała pociągnąć mnie za rękę, żebym zajęła odpowiednie miejsce, po jej lewej stronie. Tuż za nami znajdowały się Kate i Irina, Esme zaś nie miała wyboru, jak zająć miejsce przed nami i przygotować się do tego, żeby nareszcie wyjść i zrobić to na co tak długo czekała, a co jednocześnie ją przerażało.
Miałam wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim babcia zdecydowała się zrobić pierwszy krok. Poruszała się lekko i z gracją, nawet mimo zdenerwowania będąc w stanie trzymać się wyznaczonego przez melodię rytmu. W dłoniach kurczowo ściskała kwiatową wiązankę, która bez wątpienia łączyła w sobie wszystkie niezwykłe kwiaty, którymi mogła pochwalić się Allegra. Sama starałam się nie wypaść z taktu i dostosować prędkość do Esme oraz Denalek, ale okazało się to zaskakująco trudnym zadaniem. Raz po raz patrzyłam pod nogi, mając wrażenie, że za moment popiszę się genami po mamie i najzwyczajniej w świecie potknę się, psując wszystko. Nie wybaczyłabym sobie tego, ale świadomość ta jedynie jeszcze bardziej mnie dekoncentrowała, zamiast podziałać mobilizująco.
Nocne powietrze miało w sobie coś kojącego. Wzięłam kilka głębszych wdechów przesyconych zapachami lasu oraz kwiatów, co pomogło mi się rozluźnić. Poczułam się nieco pewniej i niemal z ulgą pokonałam metry, które dzieliły nas od klifu, a więc i od gości oraz altanki, która była celem Esme. Wkrótce pod stopami dostrzegłam pierwsze kwiatowe płatki, co jasno uprzytomniło mi, że już znajdujemy się w świetlistym kręgu, który skupiał w sobie wszystkich gości. Doszły mnie pierwsze szepty, bez wątpienia dotyczące Esme i z czystym sumieniem doceniłam to, że chociaż raz to nie ja znajduję się w centrum uwagi.
No dobrze, był ktoś, kto uparcie nie chciał oderwać mojego wzroku. Jeszcze zanim uniosłam głowę i wśród gości dostrzegłam Gabriela, wiedziałam, że to on mi się przypatruje. Podchwyciwszy moje spojrzenie, ukochany uśmiechnął się zawadiacko, mnie zaś nie pozostało nic innego, jak gest odwzajemnić. Obecność Gabriela dawała mi bardzo dużo, kiedy zaś dostrzegłam, że na rękach trzyma Alessię, a tuż obok niego stoi zaciekawiony sytuacją Damien, poczułam się zdecydowanie lepiej i prawie zapomniałam, dlaczego właściwie idę tym kwiatowym dywanem.
Edward wciąż grał. Skoncentrowałam się przede wszystkim na muzyce, jednocześnie starając się określić jak spory kawałek pozostał nam do pokonania. Kiedy uniosłam głowę, zorientowałam się, że altanka jest na wyciągnięcie ręki. Momentalnie dostrzegłam nieco oszołomionego, oczarowanego wyglądem Esme Carlisle'a, któremu wyraźniej ulżyło na widok wampirzycy. Zauważyłam również jeszcze jednego wampira, który miał być odpowiedzialny z przeprowadzenie ceremonii, a którego imienia za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć. Być może powinnam się tego zawstydzić, skoro odgrywał tak ważną rolę, ale tożsamość nieśmiertelnego nie była dla mnie aż tak istotna, bo bardziej koncentrowałam się na swoich dziadkach i tym, co sama musiałam zrobić.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...