Renesmee
Oddychałam tak szybko, jakbym właśnie przebiegła maraton. Podobnie zresztą się czułam; obolała i wymęczona fizycznie oraz psychicznie, marzyłam jedynie o tym, żeby wrócić do domu, chociaż na to miałam jeszcze poczekać. Dookoła panowała ciemność, poza tym nareszcie zapadła cudowna cisza, więc doskonale słyszałam równie szybkie oddechy Layli i Rufusa. Ten, który należał do Carlisle'a, wyróżniał się spokojnym tempem, bo i nie był wampirowi potrzebny do tego, żeby swobodnie funkcjonować.
Ciemność rozstąpiła się, kiedy Layla wykorzystała swój dar do stworzenia kolejnej ognistej kuli światła. To właśnie twarz dziewczyny zobaczyłam jako pierwszą, kiedy już przyzwyczaiłam oczy do jasnego blasku. Layla obejmowała ogień dłońmi, a na jej nienaturalnie bladej twarzy dostrzegłam tańczące długie cienie. Podobne padały na chropowate ściany korytarza w którym się znaleźliśmy, przy okazji pozwalając mi zobaczyć doktora i Rufusa. Blada skóra tego pierwszego połyskiwała subtelnie i nie tak intensywnie jak w słońcu, jeśli zaś chodziło o mojego pobratymca...
Layla chrząknęła znacząco.
– Ech, Rufus... Możesz już postawić Nessie, proszę? – odezwała się słodkim głosikiem, ale wzrok miała rozeźlony.
Faktycznie, cały czas znajdowałam się u Rufusa na rękach, chociaż nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Co więcej, nie przypominałam sobie w którym momencie objęłam go za szyję (prawdopodobnie podczas spadania, chcąc mieć przynajmniej wrażenie tego, że cokolwiek jest pewne i stabilne), teraz zaś poczułam się co najmniej niezręcznie w tej sytuacji.
– Hm? – Rufus zamrugał i spojrzał na mnie mało przytomnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. – Ach, tak... Wybacz mi, proszę – zreflektował się i lekko opuścił mnie, żebym mogła stanąć na ziemię.
Bez trudu uchwyciłam równowagę, po czym cofnęłam się o krok, nieufnie obserwując pół-wampira. Wyglądał normalnie i nie patrzył już na mnie tak, jakbym była czymś do zjedzenia albo coś było ze mną nie tak, ale i tak wolałam zachować ostrożność. Był nieprzewidywalny – zdążyłam to zauważyć, chociaż znałam go niecałą godzinę.
– Nie tak to miało wyglądać – skrzywił się, a potem znienacka jego twarz rozjaśnił nieco roztargniony uśmiech, który sprawił, że jego właściciel wydawał się niemal uroczy. Bez ostrzeżenia ujął moją dłoń i skłoniwszy się nisko, złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek. W przypadku większości mężczyzn, których znałam jeszcze w swoim dawnym życiu, gest ten zwykle był przesadzony i obrzydliwy, ale Rufus zrobił się to z taką wprawą, że aż spojrzałam na niego równie zmieszana, co zaskoczona. – Rufus Prime – przedstawił się, spoglądając na mnie; w jego oczach odbijał się blask płomienie Layli.
– Ja... – Przełknęłam z trudem. – Renesmee Licavoli – powiedziałam, chyba pierwszy raz łącząc moje imię z nowym nazwiskiem. Musiała przyznać, że brzmiało to niezwykłe, a na myśl o Gabrielu poczułam się zdecydowanie pewniej.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...