Renesmee
Oczy Rufusa rozszerzyły się gwałtownie. Jakimś cudem zdołał się na mnie obejrzeć, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Serce waliło mi jak oszalałe, chociaż prawie nie byłam tego świadoma, bo całą uwagę koncentrowałam wyłącznie na tym, co chwile wcześniej się wydarzyło. Ręce mi się trzęsły i sama nie byłam pewna, jakim cudem zdołałam poluzować uścisk i puścić kołek, nie wspominając już o tym, że znalazłam w sobie dość siły, żeby wbić go tak głęboko, że jedynie kilka centymetrów wystawało z pleców wampira.
– Co ty zrobiłaś? – zapytał mnie zdezorientowany, ale nie miałam okazji, żeby mu odpowiedzieć, bo już w następnej sekundzie zachwiał się i całym ciałem zwalił się na posadzkę. Jego ciało zwiotczało, a chwilę później Rufus znieruchomiał, co uświadomiło mi, że jednak udało mi się trafić w serce.
Wciąż drżąc, przycisnęłam obie dłonie do ust, żeby nie ryzykować, że nagle po prostu zacznę krzyczeć. Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa, przez co omal nie potknęłam się o własne nogi, kiedy w popłochu cofnęłam się o krok, instynktownie woląc się odsunąć od nieprzytomnego nieśmiertelnego. Chciałam przynajmniej wierzyć, że Rufus miał rację i w ten sposób jedynie go unieruchomiłam, bo jeśli okazałby się martwy...
Nie potrafiłam dokończyć tej myśli.
Usłyszałam cichy jęk, a potem Alessia rozszlochała się ze strachu. Momentalnie przestałam myśleć o sobie i dopadłam do dzieci, biorąc maluchy w ramiona. Również Damien wydawał się roztrzęsiony, chociaż to Ali najbardziej przeżywała to, co się wydarzyło. Pozwoliłam jej płakać, dobrze wiedząc, że czasami danie upustu emocjom pomaga i że tak szybciej będzie w stanie się uspokoić.
– Nic wam nie jest? – zapytałam cicho, nieznacznie odsuwając bliźnięta, żeby lepiej im się przyjrzeć. Co prawda Rufus nie zdążył nawet do nich dojść, ale wolałam się upewnić. – Już wszystko dobrze. Wszystko będzie dobrze – zapewniłam cicho, biorąc bliźnięta na ręce i wciąż mocno tuląc je do siebie.
Ali nieco rozluźniła się w moich ramionach i zapanowawszy nad szlochem, już po prostu drżała, wtulając twarzyczkę w moje ramię. Pogładziłam ją po ciemnych włosach, wzrok jednak utkwiłam w Damienie, który okrągłymi ze zdumienia oczami wpatrywał się w leżące na podłodze ciało. Nie potrafiłam stwierdzić, co takiego podpowiadała mu intuicja, ale nie zamierzałam pozwolić, żeby mały zbliżał się do wampira. Wiedziałam, że prawdopodobnie powinnam była wyjąć kołek, żeby nie narobić większych szkód i pomóc Rufusowi dojść do siebie, ale nie potrafiłam się na to zdobyć. Być może byłam w szoku, ale ostatecznie spanikowałam i – usprawiedliwiając się dobrem dzieci – w pośpiechu wypadłam z salonu, a później z domu, nie chcąc pozwolić, żeby Alessia i Damien nadal musieli patrzeć na Rufusa.
Chłodne, wieczorne powietrze trochę mnie otrzeźwiło, chociaż wciąż byłam zbyt oszołomiona, żeby zacząć logicznie myśleć. Usiadłam na werandzie i po prostu zastygłam w bezruchu, nadal tuląc do siebie dzieci. W głowie miałam pustkę i sama już nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Byłam w stanie jedynie siedzieć i pustym wzrokiem wpatrywać się w przestrzeń, całkowicie pozbawiona bodźców i pomysłów na jakiekolwiek konkretne działanie.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...