Sto sześć

32 6 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Tępo patrzyłam na Rufusa, czując się trochę tak, jakby mówił do mnie w obcym języku. Nie rozumiałam, czego mógł ode mnie chcieć i nie byłam pewna, co powinnam mu odpowiedzieć. W zasadzie to instynkt nakazywał mi rzucić się ucieczki, wyczulony już na zmiany w jego nastroju, ale wciąż powstrzymywałam się, widząc, że wampir jest absolutnie spokojny. Stał w bezpiecznej odległości ode mnie, zakładając obie ręce na torsie i patrząc na mnie wyczekująco. Jego czekoladowe oczy wyrażały rosnące zniecierpliwienie, ale to była po prostu zwykła irytacją, a nie zapowiedź nagłego ataku szału, którego wszyscy moglibyśmy pożałować.

– Więc? – westchnął w końcu, a ja drgnęłam, zupełnie jakby próbował mnie uderzyć. Wzniósł oczy ku niebu, ale zdecydował się tego nie komentować. – Czy mogłabyś mi odpowiedzieć?

Otworzyłam usta, ale nie wyszłam z siebie żadnego dźwięku, bo wtedy wyczułam ruch tuż za swoimi plecami. Powoli obejrzałam się na Gabriela, który trzymał dłonie na ramionach dzieci, nieufnie obserwując Rufusa. Naukowiec rzucił mu ponure spojrzenie i przez kilka sekund po prostu patrzyli na siebie, jakby próbują ocenić wzajemne zamiary.

– Gabrielu... – poprosiłam, a przynajmniej miałam taki zamiar, jednak nie udało mi się skończyć.

– Zawołaj mnie, gdybyś miała jakiś... problem. Chodźcie, skarby. Mama zaraz do nas przyjdzie. – Ukochany postanowił mnie zaskoczyć. Rzuciłam mu lekko zdezorientowane, ale jednocześnie pełne wdzięczności spojrzenie, bo najwyraźniej postanowił mi zaufać. – Oczywiście nie muszę dodawać, że jeśli ją tkniesz, postaram się, żebyś zginął w męczarniach, prawda? – dodał na odchodne, takim tonem, jakby mówił o pogodzie.

Rufus uniósł brwi, ale nie odpowiedział. Oboje obserwowaliśmy, jak Gabriel i dzieci znikają gdzie w tłumie, zostawiając nas samych. Poczułam się niezręcznie, kiedy zostałam sama z naukowcem, ale nie odezwałam się, czekając aż zdecyduje się powiedzieć coś pierwszy.

– On mówił poważnie? – zapytał w końcu, ale nie wydawał się jakkolwiek poruszony groźbami Gabriela. Chyba jedynie go bawiły, co jedynie mnie irytowało, bo wiedziałam, że ignorowanie zdolności mojego męża jest głupotą. – Chyba mnie nie lubi.

– Dziwisz mu się? – Nie mogłam się powstrzymać. Jakby nie patrzeć, miałam wiele powodów, żeby nie być wobec Rufusa zbyt przyjaźnie nastawioną. – Czego chcesz?

– Jak widzę, nie mam co liczyć na chociaż odrobinę życzliwości z twojej strony – westchnął i odniosłem wrażenie, że ta perspektywa w istocie go martwi. Mimo wszystko nie zmieniłem podejścia i wciąż patrzyłam na niego z powątpieniem, nie kryjąc wątpliwości. – No cóż, w takim razie powiem szybko i zniknę ci z oczu. Po prosty chciałem cię przeprosić – oznajmił, a ja zamrugałam mało przytomnie, bo to była ostatnia rzecz, której się po nim spodziewałam.

– Prze... Przeprosić? – powtórzyłam, starając się nie pozwolić sobie na zwątpienie, niepewna jego reakcji. – Ja... Dlaczego? Bo Layla ci kazała? – zapytałam, zadając pierwsze pytania, które przyszły mi do głowy.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz