Isabeau
Gabriel spojrzał w zachmurzone niebo i lekko się skrzywił. Jego wzrok machinalnie powędrował w stronę skrytej w cieniu rozłożystego dębu siostry, która niedbale opierała się i pień drzewa.
– Powinniśmy wracać.
Beau prychnęła i potrząsnęła głową.
– Zaraz. Przecież chciałeś poszukać Layli – przypomniała, rzucając mu chłodne spojrzenie. – Martwię się o nią.
– Ja też, ale zaczyna świtać – zaoponował. Jego ciemne tęczówki dosłownie przeszywały ją wzrokiem, żeby nie miała najmniejszych wątpliwości, co – czy też raczej kto – zmusiło go do podjęcia takiej decyzji.
– Już wychodziłam w dzień – zaoponowała, ale niespecjalnie miała ochotę na to, żeby się z nim kłócić. – Poza tym... Nie, do diabła. Poszukajmy jeszcze chwilę. Jeszcze tylko jedna rundka, okej? – zaproponowała nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Gabriel westchnął, po czym niechętnie skinął głową. Rozdzielili się, kierując się w przeciwnych kierunkach i po raz wtóry w ciągu ostatnich kilku godzin, pokonując wyznaczone wcześniej trasy. Jej akurat biegła przez kilka dobrych kilometrów ciągnącego się lasu, okolice klifu i świątyni; częściowo zahaczała o bliskie sąsiedztwo domu, który Gabriel zajmował z Renesmee, ale to już był teren należący do jej brata, więc nie pozostawało jej nic innego, a jedynie zawrócić. Nie śpieszyła, skoncentrowana na dźwiękach i zapachach, które atakowany ją ze wszystkich stron, ale nie wyczuwała niczego, prócz własnego tropu. Layli nigdzie nie było i powoli zaczynała wątpić w to, czy w ogóle zdoła siostrę odnaleźć.
Gdzieś z oddali doszedł ją podmuch mocy, którą rozsyłał na wszystkie strony Gabriel. Już dawno przekonali się, że telepatyczne nawołania nie mają najmniejszego sensu, bo Layla i tak nie odpowie, ale nawet wiedząc to, zdecydowała się do brata dołączyć. Ich mentalne głosy mieszały się ze sobą, kiedy z pomocą telepatii przeczesywali las, ale ta, której szukali, uparcie nie odpowiadała.
Tracimy czas, Beau, stwierdził z westchnieniem Gabriel. Już wieki temu opracowali specjalną częstotliwość na której się między sobą komunikowali.
Może. Ale przecież gdzieś musi być, odparłam z uporem, którym szynkę irytowała wszystkich w koło.
Obyś miała rację, westchnął chłopak i kolejny raz została sama ze swoimi myślami.
Od czasu przemiany, polowanie i tropienie przychodziły jej z łatwością. Co prawda pora dnia ją drażniła, poza tym czuła się zmęczona, ale nawet to nie było w stanie wpłynąć na jej czujność. Była w pełni skoncentrowana, a nienaturalnie wyostrzone zmysły pomagały jej w biegu. Nie miała problemu z rozróżnieniem poszczególnych zwierząt zaledwie po samym zapachu, głosie czy kształcie śladów. Nieśmiertelni zawsze mieli niezwykle wyostrzone zmysły, ale w jej przypadku instynkt wydawał się w pełni nad nią panować – i to do tego stopnia, że wielokrotnie miała problem z tym, żeby jakoś nad tym zapanować. Praktycznie bezwiednie zwracała uwagę na szczegóły, które do tej pory nie miały dla niej żadnego znaczenia. Czasami ją to dezorientowało, ale w znamienitej większości przypadków czuła się przede wszystkim przytłoczona nadmiarem informacji i emocji. Nie potrafiła ich ignorować – nie potrafiła tak po prostu się „wyłączyć", bała się zresztą, że jeśli pozwoli sobie na obojętność, utraci coś, co już od jakiegoś czasu umykało jej między palcami. To właśnie człowieczeństwo pozwalało jej powrócić do rodziny i zacząć normalnie funkcjonować, chociaż gdzieś w głębi niej była ta nowa i dzika Isabeau, która nade wszystko pragnęła życia w mroku. Czasami wciąż miała wrażenie, że las ją woła, zwłaszcza w momentach, kiedy otaczały ją drzewa, a na myśl nazywały się wspomnienia trzech miesięcy, które spędziła z daleka od cywilizacji.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...