Isabeau
Być jak najdalej...
Ta jedna myśl nie dawała jej spokoju, kiedy pędem biegła przed siebie, nie zastanawiając się nad tym, gdzie chce się znaleźć. Materiał przydługiej sukni utrudniał poruszanie, ale Isabeau była już przyzwyczajona do takich kreacji, dlatego ta nie stanowiła dla niej większej przeszkody. Po prostu biegła, a ciemne włosy powiewały za nią niczym welon, szarpane przez chłostające jej twarz powietrze.
Pęd wyjątkowo nie przynosił ukojenia, chociaż perspektywa stania w miejscu wydawała się jeszcze gorsza. Nie miała pewności, czy ktokolwiek za nią biegnie i w zasadzie nie obchodziło jej to, bo nie próbowała uciec przed Dimitrem, swoim rodzeństwem, czy kimkolwiek innym. Tak naprawdę pragnęła jakkolwiek odciąć się od emocji i wspomnień, które nie dawały jej spokoju i których pozbycie się wydawało się czymś niemożliwym. To było tak, jakby chciała uciec przed samą sobą, a w tym przypadku jedynym rozwiązaniem wydawała się śmierć, której nie pragnęła. Nie chciała umrzeć, zwłaszcza w sytuacji, kiedy cudem było, że wciąż żyła – miała zresztą zbyt wiele powodów do tego, żeby wciąż istnieć, a jednym z nich były właśnie jej dzieci. Nie mogła tego zrobić Aldero i Cameronowi, jak i nie mogła pozwolić sobie na to, żeby kolejny raz opuścić Dimitra – i to nie tylko dlatego, że wampir prawdopodobnie by tego nie zniósł.
Czuła wstyd, a przede wszystkim poczucie winy, które wzmogło się, kiedy tylko pomyślała o Dimitrze. Nie mogła upokorzyć go w gorszy sposób, jak zrobiła to, publicznie odrzucając jego oświadczyny, ale co innego mogła zrobić? Nie mogła się zgodzić, nie po tym wszystkim, kiedy...
Po prostu nie mogła.
Dimitr musiał jej to wybaczyć, musiał zrozumieć, że naprawdę nie mogła się zgodzić. Kochała go całym sercem i był dla niej wszystkim – i właśnie dlatego niemożliwe było, żeby zdecydowała się zostać jego żoną. To nie było jej pisane – już sama miłość wydawała się czymś zakazanym i od samego początku jej obcym – a dla dobra wampira, musiała podjąć decyzję, która równie mocno raniła ją, jak i jego. Nienawidziła siebie za to i przez ułamek sekundy sama sobie zadawała pytanie o to, dlaczego nie zawróciła i przynajmniej nie spróbowała mu wszystkiego wyjaśnić, ale nie potrafiła się zdobyć na to, żeby zachować się odpowiednio.
Nie patrzyła przed siebie, a jedynie pędziła przed siebie, instynktownie omijając poszczególne przeszkody. Ciemność była jej drugą naturą, dlatego bez trudu poruszała się w mroku, nie musząc nawet koncentrować się na rozróżnianiu poszczególnych kształtów. Wiedziała jedynie, że klif i świątynie zostawiła daleko za sobą, podobnie jak Dimitra i wszystkich tych, którzy byli światkiem tego, jak dosłownie wbiła królowi sztylet w serce, a potem jeszcze go przekręciła. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co takiego wampir – jej kochanek, jej miłość – musiał sobie teraz o niej myśleć; nie chciała tego wiedzieć, podobnie jak i nie chciała dostrzec rozczarowania czy pogardy w jego rubinowych, jakże znajomych oczach.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...