Sześćdziesiąt jeden

35 6 0
                                    

Rufus

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rufus

Rufus powoli przechodził się wzdłuż wyznaczonego mu przez Dimitra pomieszczenia, uważnie rozglądając się dookoła. Pokój był zdecydowanie mniejszy i mniej okazały od tego, którym dysponował do tej pory, ale nie mógł narzekać. I tak powinien się cieszyć, że królowi udało się zorganizować to miejsce w kilka zaledwie godzin, jak na razie zresztą nie mógł liczyć na nic lepszego. Jego laboratorium było ruiną, nowe zaś wciąż wydawało mu się obce i zupełnie niepraktyczne. Stojące dookoła sprzęty były zaledwie zadowalające, ale musiały mu wystarczyć, podobnie jak i absolutne minimum, którym dysponował.

No cóż, mimo wszystko sam był sobie winny, ale to i tak było drażniące. Gdyby nie zapomniał wziąć leku albo gdyby wiedział, że tamta dziewczyna – Renesmee – będzie tak bardzo podobna do...

Och, Roso, jak to mogło się stać?, zapytał sam siebie, chociaż oczywiście nie otrzymał odpowiedzi. To było jedno z tych pytań na które nawet on nie znał odpowiedzi, poza tym sam nie wiedział, czy poznanie ich miało jakikolwiek sens. Pewne sprawy powinny pozostać zapomniane, chociażby przeszłość z którą niczego już nie dało się zrobić. Przynajmniej Rufus sądził, że to strata czasu, zwłaszcza, że istotniejsze były wyciągane wnioski, a nie dręczące wspomnienia i rozpamiętywanie czegoś, czego już nie dało się zmienić. To już się stało. Zadręczanie się z tego powodu nie miało najmniejszego sensu.

– Nie wyglądasz na usatysfakcjonowanego – usłyszał nieco kpiący ton, dochodzący od strony drzwi. Michael stał oparty o framugę i uważnie go obserwował. – Z góry mówię, że więcej już nawet nie kiwnę palcem. Wszyscy macie mnie za jakąś firmę dostawczą, a prawda jest taka, że za każdym razem ryzykuję, kiedy naginam czasoprzestrzeń. Zwłaszcza ty powinieneś rozumieć, jak wielkie to ma konsekwencje. Mylę się, Rufusie.

– Ależ naturalnie. – Rufus skrzyżował ręce na piersi. – Powiedzmy, że to co mam, jak na razie mi odpowiada. Dziękuję ci bardzo.

Michael uniósł brwi, zaskoczony i zagwizdał. Rufus spojrzał na niego pytająco, nie do końca rozumiejąc jego reakcję.

– A niech cię diabli, co ci się stało? – zapytał z rozbawieniem. – Od kiedy to potrafisz podziękować, zwłaszcza, że nie masz w tym żadnego interesu?

– Powiedzmy, że w ostatnim czasie stałem się bardziej... ludzki – odparł Rufus wymijająco. – Kto jak kto, ale ty nie powinieneś mieć nic przeciwko dobremu wychowaniu. Powiem więcej: Niebiańska Rezydencja tego wymaga, dlatego ciesz się, że jeszcze się staram.

– Ja tam i tak sądzę, że to ma związek z Licavoli. Ostatnio i tak zawsze o nich chodzi, a o ile się nie mylę, ty w ostatnim czasie...

Rufus rzucił mu rozdrażniona spojrzenie, zaciskając dłonie w pięści i powstrzymując się od warknięcie. Michael uśmiechnął się z satysfakcją i znikną, nie czekając na atak albo wybuch agresji z jego strony. To było najrozsądniejsze, co mógł zrobić, przynajmniej zdaniem Rufusa, bo zdecydowanie nie miał ochoty rozmawiać z kimkolwiek o swoich prywatnych sprawach, zwłaszcza jeśli miało to związek z Laylą. Michael co prawda nie powiedział tego wprost, ale to do czego pił, wydawało się oczywiste.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz