Sześćdziesiąt dwa

34 7 0
                                    

Layla

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Layla

Było przed południem, kiedy Layla przestąpiła próg Niebiańskiej Rezydencji. Ruszyła przed siebie pewnym, ale niezbyt spiesznym krokiem, powoli kierując się w stronę prowadzących do piwnicy schodów. Nie miała pojęcia, gdzie Dimitr wyznaczył Rufusowi miejsce na zorganizowanie laboratorium, ale nie trudno było wychwycić należącą do pół-wampira słodycz. Skierowała się w odpowiednią stronę, praktycznie się nad tym nie zastanawiając i zbiegła ze schodów, machinalnie przeskakując po kilka stopni na raz. To było coś znajomego i poprawiło jej humor, bo skojarzyło jej się z tymi licznymi razami, kiedy w podobny sposób schodziła do ukrytej pracowni Rufusa, zanim ta uległa zniszczeniu.

Długo wahała się nad tym, czy powinna przyjść, ale ostatecznie doszła do wniosku, że to dobry pomysł. Nie miała już motywacji, żeby gniewać się na Rufusa, poza tym potrzebowała czegoś – rodzaju odskoczni – żeby zapomnieć o kłótni z Dylanem. Wcześniej długo błąkała się po lesie, pozwalając sobie na płacz i rozpamiętywanie słów, które powiedział jej pół-wampir; miała dość czasu, żeby je przemyśleć i dojść do siebie, chociaż poszczególne zdania wciąż odbijały się echem w jej pamięci, nie zamierzając tak łatwo przejść w zapomnienie. Bolało ją to, podobnie jak i świadomość, że w jakimś stopniu Dylan na pewno miał rację, ale starała się o tym nie myśleć, woląc skupić uwagę na pracy i czymś bardziej neutralny. Nie żeby Rufus był neutralnym tematem, bo sam w sobie stanowił sensacje, ale w obecnej sytuacji była to zdecydowanie lepsza alternatywa od dalszego błądzenia po lesie i walce ze łzami.

Machinalnie uniosła rękę, żeby raz jeszcze otrzeć dla pewności oczy. Jeszcze jako dziecko nauczyła się ukrywać łzy i emocje, żeby niepotrzebnie nie martwić Gabriela i Isabeau, ale to wciąż pozostawało trudnym zadaniem. Była pewna, że nie ma już nawet śladu po płaczu, nawet czerwonych obwódek wokół oczu, ale i tak wolała się upewnić. Chciała mieć pewność, że ani Rufus, ani ktokolwiek inny czegoś nie zauważy, bo nie miała ochoty na tłumaczenie się z tego, co zaszło między nią a Dylanem. To była jej sprawa i sama musiała jakoś doprowadzić ją do końca, chociaż w tym momencie wydawało jej się to absolutnie niemożliwe.

Wciąż nad tym myśląc, pokonała ostatnie stopnie i ruszyła wzdłuż pogrążonego w ciszy korytarza, bez pośpiechu pokonując kolejne metry. Bez zastanowienia podeszła do najbliższych drzwi i nacisnąwszy klamkę, bez wahania weszła do środka. Nawet gdyby miała wątpliwości co do tego, czy trafiła dobrze, wszelakie zniknęły, kiedy przestąpiła próg. Już na wstępie omal nie potknęła się o porzuconą książkę albo nie poślizgnęła na porzuconej szklanej fiolce. Aż uśmiechnęła się pod nosem, rozbawiona; Rufus od zawsze był bałaganiarzem, dlatego nie była zdziwiona tym, że już zdążył naznaczyć nowe miejsce swoją indywidualnością. Co prawda to laboratorium w niczym nie przypominało wcześniejszego i była w stanie to zauważyć, jednak zakładała, że jedynie kwestią czasu jest, aż Rufus znajdzie na to jakieś rozwiązanie. Wiedziała, że mimo wszystko rządził się sobie tylko znanymi zasadami i nawet w bałaganie, który za każdym razem robił, był jakoś system, chociaż niekoniecznie go pojmowała. Co prawda zawsze istniała możliwość, że znów stracił nad sobą kontrolę, ale nie sądziła, żeby tak było – mimo wszystko pomieszczenie wyglądało dość dobrze, a sprzęty były całe.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz