Alessia
Świadomość powracała powoli. W pierwszej chwili wróciło czucie i Alessia – chociaż wciąż oszołomiona i na wpół przytomna – uświadomiła sobie, że leży na czymś miękkim. Co więcej, była absolutnie pewna, że to nie wyniszczony materac, ale coś zdecydowanie wygodniejszego. Wrażenie było trochę takie, jakby leżała na chmurce, chociaż Damien pewnie wyśmiałby ją za podobne stwierdzenie; nigdy nie miał wyobraźni i był racjonalny do bólu, dlatego najprawdopodobniej stwierdziłby, że nie da się leżeć na obłokach. Dziwne, ale w tym momencie ta świadomość jedynie ją bawiła.
Jakby tego było mało, czuła, że jest przykryta czymś przyjemnym w dotyku, bardzo podobnym do jej ulubionej pościeli, którą miała w swoim pokoju – białej w złote wzorki, którą dostała od taty. To odkrycie sprawiło, że przez chwil była absolutnie przekonana, że za chwilę usłyszy głosy rodziców, a potem mama przyjdzie sprawdzić, czy już się obudziła. Czekała na to z niecierpliwością, bo wtedy mogłaby Renesmee powiedzieć, że jest głodna i to w ten „zły" sposób, który mogła zaspokoić jak na razie z pomocą rodziców. Była bardzo zmęczona i potrzebowała tego, żeby ktoś się nią zaopiekował i jakkolwiek jej pomógł, a na to zdecydowanie mogła ze strony mamy i taty liczyć.
Z tym, że kolejne sekundy mijały, a nikt nie przychodził. Z upływem kolejnych minut, kiedy wracały do niej pozostałe zmysły, Alessia z niepokojem przekonała się, że miejsce jej pobytu zdecydowanie nie pachnie jak jej pokój. Nie słyszała również niczego, co było typowe dla znajomego domu, a kiedy się skupiła, dostrzegła więcej istotnych różnic, które wydawały się potwierdzać, że coś jest nie tak. To nie mógł być jej pokój; wiedziała już o tym doskonale i to nawet mimo tego, że wciąż ciężko jej było unieść powieki i się rozejrzeć.
Ale musiała.
Z trudem, ale spróbowała zmusić swoje ciało do współpracy. Zatrzepotała powiekami i zaraz z jękiem je zacisnęła, nie będąc w stanie utrzymać otwartych oczu. Przynajmniej przekonała się, że w pomieszczeniu panuje przyjemny półmrok, więc światło nie miało być dla jej tęczówek przeszkodą, kiedy już udałoby się jej unieść powieki.
Coś poruszyło się przy jej łóżku, a chwilę później poczuła lodowate muśniecie na ramieniu. Drgnęła i spróbowała się podnieść, bo podświadomie wyczuła, że chłodny dotyk nie należy do kogoś jej znajomego, ale zyskała jedynie tyle, że ktoś jeszcze bardziej stanowczo zacisnął dłoń na jej ramieniu, jasno dając jej do zrozumienia, że powinna leżeć.
– Cii... Leż, mała – nakazał jej stanowczo głos, który momentalnie rozpoznała i to jeszcze zanim wspomnienia sklarowały się w jej pamięci. – A niech cię, nareszcie się obudziłaś. Coś cię boli? Powiedz mi, skoro już staram ci się pomóc – dodał odrobinę gorączkowym tonem... Lawrence?
W jednej chwili znalazła w sobie dość energii, żeby się podnieść. Poderwała się, z trudem strząsając z ramienia dłoń wampira, po czym usiadła na łóżku, wbijając wzrok w nachylonego nad nią byłego pastora. Oddychała z trudem, ledwo łapiąc oddech i ledwo będąc w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...