Renesmee
Nie potrafiłam stwierdzić, która jest godzina, podejrzewałam jednak, że musi być dość późno, skoro na dworze już teraz zaczynało się robić ciemno. Wyszliśmy z domu kiedy tylko na daliśmy pewności, że Isabeau bezpiecznie będzie mogła wyjść na zewnątrz. Ostatnie promienie słońca wciąż oświetlały wszystko wkoło, ale to nie wydawał się jako specjalnie martwić mojej szwagierki. Szła przed siebie, wpatrując się w drogę przed sobą i nawet na nas nie patrzyła; wydawała się zdeterminowana i bardzo zmartwiona, co bynajmniej mnie nie dziwiło – ja też odczuwałam strach coraz intensywniej.
Skąd mogliśmy wiedzieć, co stanie się po zapadnięciu zmroku? W każdej chwili mógł pojawić się ktoś z wiadomością, że kolejny raz się spóźniliśmy i że kolejne dziecko jest martwe. Przerażała mnie myśl, że w każdej chwili mogę dowiedzieć się, że teraz padło na kogoś bardzo mi bliskiego – na dzieci moje i Gabriela albo na któregoś z synów Isabeau. Śmierć synka Caroline również była przerażająca, ale nie wstrząsnęła mną tak mocno, jak mogłabym się spodziewać. Być może dlatego, że dziewczynę znałam krótko, a jej dzieci nie widziałam ani razu. Jack i Cassie byli mi w zasadzie obcy, chociaż to bynajmniej nie znaczyło, że nie cierpiałam z ich powodu. Śmierć dziecka zawsze była bardziej poruszająca niż kogoś starszego, a w tym przypadku wyzwalała we mnie tą gorszą cześć mnie, której do ten pory nie byłam świadoma. Nie mogłam powiedzieć, że cieszę się z powodu tego, iż wtedy padło na Caroline, ale z pewnością czułam ulgę.
Nie potrafiłam stwierdzić, jak miałam się zachować, gdyby od stało się Alessi albo Damienowi... Albo co będę czuła, jeśli to na Isabeau padnie cios. Czy wtedy również mój żal miała rozpraszać ulga? Nie chciałam tego i zaczynałam się z powodu tych wątpliwości coraz bardziej nienawidzić.
Na plac dotarliśmy, kiedy na dworze było już całkowicie ciemno. Natychmiast rzucił mi się w oczy Dimitr, stojący na niewielkim podwyższeniu, które już kilka razy miałam okazję widzieć. U jego boku dostrzegłam Allegrę oraz znudzonego Yves'a, który beznamiętnym wzrokiem obserwował zgromadzony dookoła tłum. Zdziwiło mnie, że tak wiele osób przyszło – przede wszystkim były to pół-wampiry i wampiry, a kilka twarzy nawet rozpoznałam ze ślubu i wcześniejszej walki – jednocześnie jednak poczułam wdzięczność. Być może nie robili tego ani dla mnie, ani dla Isabeau czy Caroline, ale liczył się sam fakt tego, że było nas całkiem sporo, co zwiększało nasze szanse na powodzenie.
Co było niemal przerażające, panowała niemal niczym niezakłócona cisza, przerywana jedynie oddechami, biciem serc i cichymi szeptami; to przypomniało mi o wcześniejszym stanie tego miejsca, kiedy zginął Sean i chociaż na bruku nie pozostał nawet ślad krzepnącej krwi, poczułam, że momentalnie robi mi się zimno. W głowie również odtworzyłam sobie słowa Loreny, jeszcze sprzed walki z wilkołakami i telepatami Drake'a. Wtedy zaczęła zachowywać się dziwnie i niemal gorączkowo powtarzać coś na temat śmierci, która podobno nas otaczała. Prawdopodobnie była to wyłącznie moja wyobraźnia, ale w tamtym momencie niemal poczułam obecność tego niematerialnego bytu, który w każdej chwili mógł zabrać kogoś mi bliskiego. Poza tym ta cisza...
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...