Sto siedemnaście

46 6 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

– Nie rozumiem. – Gabriel westchnął, kiedy znaleźliśmy się w opustoszałej uliczce, która prowadziła do laboratorium Rufusa. – Gość ma naprawdę coś z głową... Bo chyba nie powiesz mi, że mieszkanie w takim miejscu jest normalne?

– Nie jest – przyznałam, nie zamierzając się kłócić. – Wiesz, powoli zaczynam żałować, że uparłam się tutaj przyjść. A tak swoją drogą, dziękuje, że jesteś ze mną – dodałam z bladym uśmiechem.

– Do usług. – Gabriel mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Hej, wiesz, że jeszcze możemy uciec? – zapytał pogodnym tonem, zdając sobie sprawę z tego, że i tak się na to nie zgodzę.

Jedynie parsknęłam śmiechem i wnosząc oczy ku niebu, ruszyłam w stronę żelaznej klapy, która kryła za sobą prowadzące do podziemi schody. W ciasnym zaułku czułam się niemal klaustrofobicznie, zwłaszcza, że po obu stronach widziałam gładkie, nachylające się w naszą stronę ściany opustoszałych kamieniczek.

Podróż przez Miasto Nocy nie należała do przyjemnych, ale w tym chyba nie było niczego dziwnego, skoro musieliśmy dostać się do tej wyludnionej, zniszczonej dzielnicy. Idąc przez opustoszałe uliczki, miałam nieprzyjemne wrażenie déjà vu, bo momentalnie wróciły do mnie wspomnienia z walki, ale starałam się o tym nie myśleć. Tym bardziej błogosławiłam, że wciąż był dzień, chociaż burzowe chmury przysłoniły niebo, zwiastując deszcz, a może nawet coś więcej. Wierzyłam w to, że Alessia i Damien są pod opieką Edwarda bezpieczni, ale i tak chciałam wrócić przed zmrokiem i popsuciem się pogody, poniekąd dlatego, że wciąż byłam przewrażliwiona i niechętnie zostawiałam dzieci same.

Usłyszałam teatralne westchnienie Gabriela, ale mój mąż przynajmniej nie próbował przekonywać mnie, żebym jednak odpuściła sobie spotkanie z Rufusem. Bez trudu się ze mną zrównał, po czym szarpnął za metalowe drzwiczki, próbując je otworzyć. Nawiasy nawet nie skrzypnęły, a klapa ustąpiła bez większego problemu, ukazując strome, biegnące w dół stopnie, których znamienita większość ginęła w mroku. Skrzywiłam się, bynajmniej niezbyt entuzjastycznie przyjmując taki widok. Cudownie, tego jeszcze trzeba było, żeby Rufus znów miał zgaszone światło.

– Proszę bardzo – zachęcił mnie Gabriel; wyglądał na chętnego, żeby pójść przodem, ale ostatecznie dobre wychowanie wzięło górę i to mnie ustąpił miejsca, puszczając mnie przed sobą.

Rzuciłam mu krótkie spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie uspokajająco i ujął mnie za rękę, chcąc żebym poczuła się pewniej. Mocno uścisnęłam jego dłoń i ruszyłam przed siebie, zważając na każdy kolejny krok.

Klatka schodowa była wąska, więc musieliśmy iść jedno za drugim, żeby razem się zmieścić. Poruszałam się wyjątkowo wolno, czując się nieswojo w pozbawionym światła, prowadzącym stromo w dół korytarzu, przez co obecność Gabriela była dla mnie tym ważniejsza. Przez cały czas mocno ściskałam dłoń ukochanego, chociaż trzymanie się za ręce mocno spowalniało nasze tempo, utrudniając poruszanie się. Nie obchodziło mnie to, bo i tak nie zamierzałam puścić dłoni Gabriela, czerpiąc z niej pewność do tego, żeby na oślep iść przed siebie.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz