Layla
Zegar na szczycie wieży w środku miasta zabił po raz dwunasty. Ukryta w cieniu Layla skrzywiła się i spojrzała na niego z wyrzutem, jakby jego winą było, że stała skulona w jednym z zaułków i próbowała zmusić samą siebie do tego, żeby ruszyć się z miejsca. Już była spóźniona, ale naprawdę nie miała pewności, czy spotkanie z Rufusem jest dobrym pomysłem. Z jednej strony chciała tego, ale z drugiej... Nie mogła pozbyć się wrażenia, że to co najmniej niebezpieczne i wkrótce może tego pożałować. Rufus był najbardziej nieprzewidywalną i dziwną istotą, jaką kiedykolwiek spotkała, a to chyba o czymś świadczyło.
Jeśli jednak spojrzeć na to inaczej, nie mogła tak po prostu zapomnieć o tym, że przecież ją uratował. Obojętnie jak potraktował ją, kiedy spotkali się po raz pierwszy, ostatecznie i tak stanął w jej obronie, kiedy Lawrence... Cóż, nie potrafiła stwierdzić, co takiego pastor mógłby jej zrobić, ale wolała się nad tym nie zastanawiać. Wiedziała jedynie, że to nie było normalne, iż wampir – na dodatek pozbawiony jakichkolwiek telepatycznych zdolności – był w stanie w tak prosty sposób ją omamić. To zdecydowanie było coś, czym wszyscy powinni się martwić, a jednak zachowywała się jak kompletna idiotka i ani słowem nie wspomniała o tym ani Dimitrowi, ani Gabrielowi, ani – tym bardziej – Carlisle'owi. Wmawiała sobie, że nie ma potrzeby siać paniki, ale prawda była taka, że w grę wchodziło przede wszystkim chronienie Rufusa, chociaż wcześniej miała ochotę osobiście go udusić albo natychmiast pobiec do króla i o wszystkim mu opowiedzieć. Teraz wszelakie pragnienia tego typu zniknęły, ale wciąż nie mogła przestać zastanawiać się nad tym, czy robi dobrze, zachowując wszystko dla siebie.
Gdyby chciał ci coś zrobić, nie byłoby cię tutaj teraz, skarciła się w duchu, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to nie było zasadą. Rufus nie zawsze był świadom tego, co robił, więc równie dobrze mógł ją skrzywdzić właściwie bez powodu, jeśli tylko by się zdenerwował. Widziała w jaką furię wpadł wtedy, podczas walki z Lawrence'm, a później jak bezradnie wpatrywał się w nią, dopytując, czy przypadkiem jej nie skrzywdził. Kiedy był zagniewany, wątpiła żeby nawet ogień był w stanie go wystarczyć. Nie wyobrażała sobie tego, że kiedyś może być zmuszona poważnie go zranić albo nawet zabić, ale gdyby nie pozostawił jej wyboru... Wolała o tym nie myśleć, ale przecież nie mogła odrzucić takiej możliwości. W przypadku Rufusa było możliwe dosłownie wszystko i nie wolno jej było o tym zapominać.
Tym bardziej, że jeśli mu wierzyć, sama mogła tak każdej w chwili skończyć. Zacisnęła dłoń w pięść i ze świstem wypuściła powietrze z płuc, po czym z niedowierzaniem pokręciła głową. Jeśli pozbawiony jakiegokolwiek daru (chyba) Rufus był tak wielkim zagrożeniem dla innych i siebie samego, co miało się stać z nią? Ogień był zabójczy dla każdego nieśmiertelnego, a to mogło się bardzo źle skończyć, gdyby uciekł jej spod kontroli. Zresztą nie ona jedna miała przed sobą taką perspektywę. Wystarczyło spojrzeć na Kristin, Williama... Dylana. Każdego, kto miał do czynienia z Lawrence'm i Jaquesem. I nie tylko, bo jeśli wierzyć Dimitrowi, w jakiś dziwny sposób to rozprzestrzeniało się na pół-wampiry, które nawet nie słyszały o telepatach. Nie chciała brać pod uwagi tego, że coś podobnego mogłoby spotkać Gabriela, Renesmee albo dzieciaki, ale przecież nie miała pewności, że to jednak się nie stanie.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...