Sto dziesięć

47 5 0
                                    

Carlisle

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Carlisle

Carlisle zawahał się. Dopiero kiedy znalazł się w pogrążonym w mroku ogrodzie przy domu Renesmee i Gabriela, zaczął zastanawiać się, czy robi dobrze. Teoretycznie wydawało mu się, że lepiej będzie nie martwić Esme i pozostałych, ale z drugiej strony...

Pokręcił głową, chcąc odpędzić od siebie wszelakie wątpliwości i nie pozwolić sobie na zmianę decyzji. Krótko obejrzał się na dom, gdzie w salonie czekała na niego między innymi Esme (jego żona, Esme – jakże dziwnie i zarazem cudownie to brzmiało). Widział ciekawość w jej oczach, kiedy oznajmił jej, że musi na chwilę wyjść, poza tym jednak nawet słowem tego nie zakwestionowała ani nawet nie próbowała nakłaniać go do tego, żeby został. Nie zapytała nawet o przyczynę, w pełni mu ufając, chociaż chyba niekoniecznie sobie na to zaufanie zasłużył, skoro zdecydował się zrobić coś tak istotnego, nawet słowem jej o tym nie wspominając. Czuł się z tym źle, ale przecież nie mógł postąpić inaczej, tak jak i nie potrafił z góry kogokolwiek osadzić, zanim nie poznałby intencji intruza. Teraz pomyślał, że gdyby chociaż czasami udawało mu się zachować bardziej egoistycznie czy niewłaściwie, byłoby mu łatwiej, ale zdawał sobie sprawę z tego, że niezależnie od intencji, nie będzie w stanie się zmienić; zresztą nie chciał tego.

Instynktownie przyspieszył, kierując się w stronę linii drzew i sadu owocowego, gdzie kiedy Renesmee i Gabriel uczyli dzieci jazdy konno. Starał się kontrolować swoje myśli, świadom tego, że Edward nie jest tak ufny jak Esme. Jego przybrany syn miał skłonności do bycia wścibskim, a jego niezwykły dar jedynie mu to ułatwiał. Tym razem Carlisle miał szczęście, bo Edward był raczej skoncentrowany na Renesmee i dość przygnębiającej rozmowie dwójki Licavolich; umysły całej trójki były dla miedzianowłosego niedostępne, przez co musiał bardziej koncentrować się na tym, co mówili i na podstawie ich słów starać się wyciągnąć wnioski, które łatwiej byłoby mu wysnuć na podstawie wspomnień i emocji, gdyby tyko miał do nich dostęp. Carlisle uważał, że taka lekcja była Edwardowi potrzebna, podobnie jak i trochę pokory, bo jeszcze przed pojawieniem się Nessie chłopak zbytnio polegał na swoich zdolnościach.

Coś poruszyło się między drzewami. Carlisle skoncentrował się na ciemności przed nim, dzięki wampirzym zmysłom bez trudu rozróżniając poszczególne kształty i zapachy. Powietrze przesycona było słodyczą nieśmiertelnych oraz nieco egzotyczną wonią dojrzewających owoców, między innymi wiśni i jabłek. Orzeźwiający zapach lasu skutecznie rozpraszał, zwłaszcza niesiony przez podmuchy nocnego, rześkiego powietrza, ale nawet to nie było w stanie zatrzeć obecności wampira, który przykuł uwagę Carlisle'a.

Doktor przystanął i zawahał się, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że jego ojciec jest bliżej niż mógłby się tego spodziewać. Coś podpowiadało mu, żeby podszedł bliżej, ale stanowczo sobie tego zabronił, wiedząc, że przy byłym pastorze niekoniecznie może ufać sobie i własnym pragnieniom. Lepiej było zachować dystans, nawet jeśli miał niejasne przeczucie, że Lawrence go nie skrzywdzi – w końcu gdyby tego chciał, zrobiłby to już niejednokrotnie albo dałby wolną rękę Aqle, zamiast pomagać im na tamtym klifie. Z drugiej strony, nawet mimo tej pewności, Carlisle czuł się niepewnie i miał coraz więcej wątpliwości co do tego, czy powinien chcieć się z wampirem spotkać – ani czy oby na pewno jest na to spotkanie gotowy.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz