Sto osiem

31 5 0
                                    

Kristin

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kristin

Kristin? Kris, chodź tutaj!

Kristin zmarszczyła brwi, słysząc mentalne nawoływanie... Dylana. Zesztywniała cała i rozejrzała się dookoła, starając się udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Co prawda po ucieczce Isabeau i tym, jak Dimitr ruszył za nią, zrobiło się małe zamieszanie, więc nikt nie zwracał na nią uwagi, ale wolała być ostrożna.

Wzrok dziewczyny machinalnie powędrował w stronę Layli, która dołączyła do swoich bliskich krótko po nieszczęsnych oświadczynach i teraz rozmawiała cicho z Gabrielem. Nawoływanie Dylana stało się bardziej uciążliwe i cięższe do zignorowania, zupełnie jakby telepata w ten sposób chciał jej dać do zrozumienia, że ma nawet słowem nie wspomnieć dziewczynie o jego obecności. Zdezorientowana Kristin zmarszczyła brwi i z niedowierzaniem pokręciła głową. Nie miała pojęcia, co z tą dwójką jest nie tak, ale chyba coś musiało być na rzeczy, skoro po dwóch tygodniach nieobecności Dylan pojawiał się jak gdyby nigdy nic i chciał widzieć się z nią, a nie z Laylą – coś musiało być na rzeczy, chociaż nie była pewna, czy oby na pewno chciała się w to mieszać.

Zważając na każdy swój kolejny krok, Kristin zaczęła się wycofywać. Zarówno Licavoli, jak i Cullenowie nie zwracali na nią uwagi, więc było to tom prostsze, a przynajmniej tak jej się wydawało do momentu, kiedy nie podchwyciła pytającego spojrzenia Theo. Jedynie on tak naprawdę się nią niezależnie od sytuacji przyjmował i zwykle przyjmowała to z wdzięcznością, chociaż nigdy wprost nie podziękowała mu za to, że darzy ją jakikolwiek uczuciem, tym razem jednak wolałaby, żeby ją zignorował.

– Gdzie idziesz? – zapytał ją cicho, prawie bezgłośnie. Przysunął się bliżej, tak, że teraz prawie stykali się ramionami. – Wszystko gra?

Starając się nie okazywać po sobie żadnych emocji, Kristin przeczesała palcami ciemne włosy, po czym odrzuciła je na plecy. Na jej ustach pojawił się nikły uśmiech, kiedy zauważyła z jaką uwagą wampir obserwował każdy jej gest; w takich momentach był uroczy.

– Kobiece sprawy – odparła wymijająco, posyłając mu najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. No cóż, poniekąd była to prawda, jeśli oczywiście nie myliła się w kwestii intencji Dylana. – Jesteś lekarzem. Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć, prawda? – dodała z nutką złośliwości, nie mogąc powstrzymać się przed byciem sobą.

– Ach... – Momentalnie się wycofał, dokładnie tak, jak mogła się tego spodziewać. „Kobiece sprawy" zawsze działały, kiedy trzeba było się pozbyć mężczyzny. – Wróć szybko – rzucił jeszcze, ale przynajmniej pozwolił jej odejść.

Mrugnęła do niego porozumiewawczo i spokojnym krokiem ruszyła przed siebie, kierując się w stronę ściany lasu. Cały czas czuła na sobie spojrzenie Theo i ledwo powstrzymała się od tego, żeby się na niego nie obejrzeć. Czuła się przy nim dobrze, poza tym – cholera, Diana padłaby, gdyby już nie była martwa – chyba naprawdę się zakochała, chociaż nawet jej ta myśl wydawała się nieprawdopodobna. Theo na początku ją irytował, zwłaszcza, że traktowała go jako uciążliwą istotę, która próbuje z niej zrobić szaloną morderczynię, która nawet nie pamięta swoich czynów; teraz widziała, że się myliła, bo chyba jedynie jemu zawdzięczała zdrowe zmysły – w innym wypadku już dawno dostałaby szału, gdyby dalej siedziała w tamtej celi. Poza tym to było urocze, że ktokolwiek się nią przejmował; nie przywykła do tego, skoro przez całe życie musiała radzić sobie sama, pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz