Renesmee
Nigdy nie miałam okazji spotkać Jaquesa osobiście, ale Layla dostatecznie szczegółowo opisała nam wszystko, co działo się z nią przez okres, kiedy odwróciła się przeciwko nam, dlatego byłam w stanie go rozpoznać. Zresztą nawet gdybym miała jakiekolwiek wątpliwości, wyzbyłam się ich w momencie, kiedy siostra Gabriela spojrzała na leżącego przed nią nieśmiertelnego, a jej oczy zapłonęły gniewem. Nie potrafiła nam tego wytłumaczyć, kiedy jeszcze rozmawialiśmy o powodach jej wcześniejszych decyzji, ale pamiętałam, że była przekonana, iż wszystko to, co działo się z pół-wampirami (również z nią), ostatecznie sprowadzało się właśnie do Jaquesa.
– Dobry wieczór, Laylo – odezwał się cicho Jaques, zwracając się do niej tak, jakby miał do czynienia z dawno niewidzianą znajomą. – Dylanie, zejdź ze mnie. Wolałbym nie zostać zmuszonym do użycia mocy – dodał i chociaż głos miał spokojny, bez trudu wyczułam w nim ukrytą groźbę.
– Daruj sobie – odparował Dylan i z premedytacją ułożył się na Jaques'ie tak, żeby trochę uprzykrzyć mu życie, uciskając klatkę piersiową pół-wampira. – Użyć mocy? A niech cię szlag, naprawdę?
Dopiero kiedy na niego naskoczył, dotarł do mnie pełen sens wypowiedzianych słów. Chociaż nie byłam pewna, spojrzałam raz jeszcze na obcego mi nieśmiertelnego, mierząc uważnie jego szczupłą sylwetkę. Ciemne włosy, idealne rysy twarzy i błyszczące, również ciemne oczy, w których wyraźnie dostrzegłam rozbawienie... Wszystko to sprawiało, że Jaques wyglądał nie tylko na przystojnego, ale przede wszystkim bardzo niebezpiecznego. Nie potrafiłam określić, jak wiele jest w tym prawdy, ale nie miałam wątpliwości co do jednej rzeczy: ten nieśmiertelny zdecydowanie musiał być zdolny do wielu rzeczy, być może nawet do...
– To ty – powiedziałam pod wpływem impulsu. – Mój Boże, to ty zabiłeś Caroline – powtórzyłam i chociaż chciałam zapytać, ostatecznie zabrzmiało to niczym stwierdzenie.
Nie odpowiedział, ale nie musiał – po jego postawie oczywiste było, że właśnie taka jest prawda. Pokręciłam głową, całkowicie oszołomiona. Nie rozumiałam już niczego, ale w jakimś stopniu odczuwałam ulgę, tym bardziej, że teraz miałam żywy dowód na to, że jestem niewinna. Teraz pozostawało ustalić kilka innych kwestii, chociażby to, dlaczego Jaques zabił dziewczynę i skąd właściwie się wziął. Wiadome było, że podobnie jak Lawrence zniknął gdzieś na długi okres czasu i dopiero teraz zdecydował się pojawić, na dodatek w momencie, kiedy dookoła działo się tyle niepokojących, nieprzewidywalnych rzeczy.
Gabriel cały czas stał za mną, mocno trzymając mnie za rękę, chociaż prawie nie byłam tego świadoma. Oboje wpatrywaliśmy się w Laylę, która starała się utrzymać swoje zdolności na wodzy, chociaż widać było, że gdyby tylko miała po temu okazję, najchętniej porządnie poturbowałabym Jaquesa, żeby móc się na nim dość boleśnie zemścić. Nigdy z nią o tym nie rozmawiałam, bo i niechętnie obie wracałyśmy do tego, co działo się po moim pojawieniu w Columbus, ale wiedziałam, że dziewczyna bardzo cierpli przez to, że się od nad odwróciła. Pamiętałam jej wyraz twarzy, kiedy po raz pierwszy pojawiła się w naszym domu, pozbawiona niezwykłych zdolności i wymęczona lukami w pamięci. Teraz być może miała przed sobą sprawcę całego zamieszania – kogoś, kto pomagał Lawrence'owi – a jednak nie była w stanie zdecydować się na ten najważniejszy krok, jak chociażby zadanie bólu.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...