Renesmee
– Dzieci... – zaczęła Esme. Jej ton mi się nie spodobał, bo wydawała się przerażona i to bynajmniej nie miało żadnego związku z tym, co stało się na placu.
– Hej, wyluzuj. – Gabriel postanowił się wtrącić. – Daj mi dosłownie minutkę – dodał i zamknął oczy, żeby móc się skoncentrować.
Potrzebował więcej niż minutę. Byłam już bardziej wyczulona na moc, dlatego bez trudu wyczułam, że w jednej chwili powietrze wokół nad zadrżało od jej nadmiaru. Sama również przymknęłam oczy, chociaż nie w nadziei, że coś zdziałam, tylko żeby spróbować się uspokoić. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, przemieniając w całą wieczność, choć pewnie i tak wrażenie to brało się ze zdenerwowania, a rzeczywistości minęło zdecydowanie mniej czasu.
– Accidenti! – usłyszałam i dosłownie mnie sparaliżowało.
Kiedy Gabriel zaczynał przeklinać i to na dodatek po włosku, zdecydowanie mieliśmy problem. Natychmiast uniosłam powieki i rzuciłam się w jego stronę w tym samym, co wyraźnie wytrącona z równowagi Caroline; pod jej zielonymi oczami wciąż widziałam czerwone obwódki, a kolejne łzy napływały i doskonale widziałam, jak lśnią.
– Co?! – zapytałyśmy niemal w tym samym momencie. Caroline drżała, a ja zacisnęłam obie dłonie na ramieniu Gabriela, w obawie, że nagle jednak stracę równowagę. – Gabriel! – dodałam już w pojedynkę, ledwo powstrzymując się, żeby ukochanym nie potrząsnąć.
Dzieci. Do głowy mi nie przyszło, żeby się o nie martwić, byłam zresztą zbyt porażona sceną, której wszyscy byliśmy świadkami. No i ufałam Esme. Podobnie jak Caroline zakładałam, że zaprowadziła je w jakieś bezpieczne miejsce, żeby nie musiały doświadczać czegoś tak przerażające. Jak mogłam w ogóle wziąć pod uwagę, że babcia najzwyczajniej w świecie spuści je z oczu, chociaż na to właśnie wszystko wskazywało!
– Idziemy – oznajmił spiętym głosem Gabriel, mocno ściskając moją dłoń. – Chodź, musimy się rozejrzeć. Musimy...
– Gabrielu, co się dzieje? – zapytał go spiętym tonem Carlisle. Spojrzał krótko na Esme, ale ta wydawała się zbyt przerażona, żeby w ogóle zwracać uwagę na to, co robiliśmy.
– Nie czuję ich... Accidenti – powtórzył, tym razem ciszej, ale to wcale mnie nie uspokoiło. – Nie chcę krakać i tak dalej, ale to mało prawdopodobne, żebym się pomylił, bo ich po prostu tutaj nie ma. Zaręczam, że nie byłbym w stanie nie wyczuć szóstki dzieci, zwłaszcza kiedy czwórka jest mi doskonale znana...
– Ale i tak to sprawdzimy! – przerwałam mu gniewnie, nie chcąc brać innej możliwości pod uwagę. Trzęsłam się cała, chociaż w przeciwieństwie do Caroline nie zaczęłam na powrót zawodzić.
Gabriel spojrzał krótko na mnie, ale skinął głową. Nie miałam pojęcia czy spełniał moją zachciankę żeby mnie uspokoić, czy może sam chciał wierzyć w to, że jego moc wyjątkowo zawiodła. Nie miało to zresztą żadnego znaczenia, jeśli tylko mieliśmy ruszyć się z miejsca i zrobić... cokolwiek! Nie wyobrażałam sobie powrotu bez Alessi i Damiena... i... i bez Aldero i Cammy'ego! Kochałam całą czwórkę i zaczynałam naprawdę się bać, tym bardziej, że wciąż doskonale czułam przyprawiający o mdłości zapach krwi dziecka, którego ciało leżało zaledwie kilka metrów od nas. Być może wszyscy byliśmy na tyle zdenerwowani, że panikowaliśmy i wkrótce miało się okazać, że wszyscy przekonamy się, jak bardzo jesteśmy głupi. Jeśli właśnie tak rysowała się przyszłość, zamierzałam przyjąć ją z prawdziwą wdzięcznością.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...