Isabeau
Isabeau zawahała się. Serce biło jej jak szalone, kiedy stanęła przed bramą Niebiańskiej Rezydencji. Poczuła się tak, jak tamtego dnia, kiedy przekroczyła bramy miasta pierwszy raz od lat i w towarzystwie Cullenów przybyła na spotkanie, którego oczekiwał od niej Dimitr. Tym razem również miała wrażenie, że Pałac Iluzji jest nienaturalnie obcy i niedostępny, być może jeszcze bardziej niż tamtych kilka miesięcy wcześniej. Wiedziała, że tym razem nikt jej nie oczekuje, a jej przybycie może zostać odebrane na wiele różnych sposobów, których nie potrafiła przewidzieć.
Dlaczego dzisiaj? Sama nie była pewna, ale naprawdę czuła, że nareszcie musi to zrobić. Już wcześniej, jeszcze zanim postanowiła się ujawnić przed Cullenami i swoją rodziną, nie raz przyczajała się w okolicy rezydencji i biernie obserwowała, czekając na pojawienie się Dimitra albo któregokolwiek z innych mieszkańców. Obserwowała go, zachwycała się nim i wtedy czuła się tak bardzo ludzka, że prawie była skłonna stwierdzić, że wciąż jest sobą. Łaknęła tych momentów, kiedy czuła się sobą i pragnęła się za wszelką cenę przywiązać do targających nią w tamtych chwilach uczuć, ale te uparcie za każdym razem uciekały jej między palcami. Nie mogła nic zrobić, żeby jakkolwiek to powstrzymać, chociaż chciała. I być może gdyby już na początku przyszła do Dimitra, oszczędziłaby wszystkim wielu cierpień i jakoś pomogła sobie, ale za każdym razem zdarzało się coś...
Tchórzyłam, poprawiła się ze złością w myślach. Zawsze unikała przyznawania się do słabości, zwłaszcza przed samą sobą, ale nie mogła w tym trwać wiecznie. W innym wypadku znów odwróciłaby się na pięcie i uciekła, żeby później w jakiś banalny sposób wytłumaczyć sobie, dlaczego uparcie nie jest w stanie podjąć rozsądnej decyzji, której przecież nade wszystko pragnęła – i która miała być dobra dla ego, którego kochała, nawet jeśli uczucie to nie było nawet częściowo tak silne, jak to, którym darzyła Drake'a. Miłość, która łączyła ją z Devile'm, była tą, która przytrafiała się jedynie raz. Więcej nie miała być w stanie pokochać aż do tego stopnia, ale to przecież nie znaczyło, że nagle przestała cokolwiek czuć. Dimitra również kochała , tylko...
Po prostu nie kochała go w ten sposób.
Westchnęła i zacisnęła obie dłonie na czarnych prętach, nachylając się w stronę rezydencji. Miała ochotę zrobić cokolwiek, byleby zwrócić ewentualną uwagę któregokolwiek z mieszkańców, chociażby Pavarottich, ale jednocześnie bała się tego, że kiedy ktoś do niej wyjdzie, wtedy ostatecznie straci okazję do wycofania się. Musiała przyznać to przed samą sobą – perspektywa spotkania z królem ją przerażała i to z kilku istotnych powodów.
Po pierwsze, bo Dimitr wierzył, że była martwa. Ta świadomość wykańczała go od środka, obojętna na to, że był nieśmiertelny. Były gorsze rzeczy od śmierci, chociażby utrata ukochanej osoby. Wiedziała o tym doskonale i była prawie pewna, że Dimitr w tym momencie przeżywa coś na kształt piekła na ziemi. Żył, a właściwie egzystował, ale to było wszystko. Niejednokrotnie miała okazję go obserwować i w tamtych momentach nienawidziła samej siebie za to, co mu robiła, ale jednocześnie nie była w stanie zrobić nic, żeby jakkolwiek to powstrzymać. Tchórzyła, za każdym razem okazywała się zbyt słaba; umiejętnie już wyłączała wszelakie emocje i po prostu odchodziła, karmiąc się kłamstwami na temat tego, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Oczywiście, jak zwykle egoistka – jak zwykle liczyło się tylko to, co wydawało się dobre dla Isabeau Licavoli.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...