Renesmee
Czerwone oczy zalśniły w mroku. W jednej chwili otoczyły nas – roziskrzone punkty, jakże wyraziste w ciemności. W jednej chwili pomyślałam o dniu, kiedy jeszcze mieszkając w Forks, pierwszy raz zobaczyłam goniącego mnie Michaela. Wtedy na widok jego niepokojących krwistych tęczówek przeszły mnie ciarki, a panika chwyciła mnie za gardło, popychając do biegu i szalonej ucieczki przez las. Teraz wiedziałam, że przynajmniej w tamtym momencie wampir nie był do mnie negatywnie nastawiony i że nie chciał mnie skrzywdzić, ale nawet mając tę świadomość już wtedy, prawdopodobnie i tak zareagowałabym w dokładnie ten sposób, podświadomie wyczuwając mordercze skłonności nieśmiertelnego. Tym razem otaczało mnie ich zdecydowanie więcej i nie miałam żadnych złudzeń co do tego, że każdy z nich byłby w stanie zamordować mnie bez zastanowienia, a jednak nie ruszyłam się z miejsca nawet o krok, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że próba ucieczki jest równie bezsensowna, co i nadzieja na to, iż do żadnej walki nie dojdzie. Teraz pozostawało jedynie czekać i modlić się, żeby straty okazały się minimalne, chociaż i w to powoli przestawałam wierzyć.
Gabriel zacisnął dłoń wokół mojego nadgarstka i znieruchomiał. Zapanowała idealna cisza, podczas której wszyscy nerwowo rozglądaliśmy się dookoła, analizując sytuację. Szybko przekonaliśmy się, że nieśmiertelny nie nadejdą jedynie ze strony z której przybiegła Allegra i jej towarzysze, ale że zostaliśmy otoczeni ze wszystkich stron. Gdziekolwiek bym nie spojrzała, widziałam jarzące się oczy i powoli nabierające kształtu ludzkie sylwetki, które stopniowo przybliżały się do placu, wciąż jednak nań nie wchodząc. Przypominało mi to trochę to, czego doświadczyłam kilkukrotnie, kiedy Gabriel spotykał się ze mną w snach, chroniąc mnie przed atakami telepatów, którzy tłoczyli się na granicach naszej wyimaginowanej polany, ale z jakiegoś powodu nie byli w stanie na nią wejść. Wtedy była to sprawa mocy mojego męża, ale tym razem oczywiste było, iż zwłoka jest jedynie dobrą wolą naszych wrogów. W każdej chwili nieśmiertelni mogli zaatakować, a wtedy miało rozpętać się prawdziwe piekło – byłam tego absolutnie pewna, chociaż chyba nigdy tak bardzo nie chciałam się mylić.
Nie mieliśmy szans.
Ta myśl pojawiła się nagle i momentalnie zaczęłam być na samą siebie zła za to, że w ogóle mogłam dopuścić ją do siebie. Pragnęłam odezwać się i poprosić Gabriela, żeby zapewnił mnie, iż wszystko będzie w porządku, wiedziałam jednak, że to nie jest najlepszy pomysł. Miałam wrażenie, że jedynie cisza jest warunkiem spokoju, który zapanował, a moment w którym zostanie przerwana, będzie końcem wszystkiego. W tamtym momencie pragnęłam zrobić wszystko, żeby zyskać chociaż trochę czasu, nawet jeśli zwłoka była tak naprawdę przeciąganiem w czasie tego, co w istocie było nieuniknione. Nie miała sensu i prawdopodobnie im szybciej wszystko miało się zacząć i zakończyć tym lepiej, ale nie tak łatwo było pogodzić się z granicą między tym, co słuszne, a czego tak naprawdę się chciało. Teoretycznie po wszystkich przygotowaniach powinnam być gotowa na każdą ewentualność, ale tak naprawdę nie byłam i chyba nigdy nie miałam być, chociaż w pełni dotarło to do mnie właśnie na placu, kiedy było już za późno, żeby jakkolwiek się wycofać albo cokolwiek zmienić.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...