Renesmee
Nie miałam pojęcia gdzie jestem, ale to było dla mnie nieistotne. Biegłam, trzymając mocno Gabriela za rękę i czujnie rozglądając się dookoła. Zewsząd dochodziły nas krzyki, odgłosy walki i dźwięki, których dla bezpieczeństwa mój mózg wolał nie przetwarzać i o których dobrze wiedziałam, że do przyjemnych nie należą. Najbardziej charakterystyczny wydawał się ten przypominający darcie metalu, co mogło oznaczać tylko jedno, ale nie miałam odwagi zastanawiać się, czy śmierć właśnie ponosili ci, których znałam, czy może nasi przeciwnicy.
Kurz i pył, które wzbiły się w powietrze, kiedy stojący przy głównym placu budynek się zwalił, zdążyły już częściowo opaść, ukazując istny chaos. Gdziekolwiek bym nie spojrzała, widziałam błyskawicznie przemieszczające się kolorowe plamy, których w żaden sposób nie byłam w stanie rozróżnić. Od nadmiaru doznań i emocji kręciło mi się w głowie, ale nawet to nie było w stanie zmusić mnie do tego, żebym się zatrzymała albo chociaż zwolniła.
Plan Gabriela był prosty, ale skuteczny. Jak długo pozostawaliśmy w ruchu, tak długo mieliśmy jakiekolwiek szanse na to, żeby nie dać się złapać i zabić. W efekcie krążyliśmy w koło, nie opuszczając okolic placu i skutecznie rozpraszając nowonarodzonych, którzy jednoznacznie reagowali na zapach naszej krwi. Nikt z bijącym pulsem nie mógł być bezpieczny i chociaż również wampiry miały problem, nasi przeciwnicy zdecydowanie bardziej byli zainteresowani krwią nas, pół-wampirów, niż tą w żyłach wilkołaków czy zmiennokształtnych. Nie mogłam powiedzieć, żeby taki stan rzeczy mnie zadowalał, ale na pewno czułam się lepiej, nawet nie mając pewności, czy nasze zabiegi przynoszą jakikolwiek skutek.
Łuk coraz bardziej ciążył mi na ramieniu, w obecnej sytuacji całkowicie bezużyteczny. Wszystko szło nie tak, jak zaplanowaliśmy, ale być może powinnam się cieszyć, że wizja Isabeau jak na razie się nie spełniła. Nie miałam pojęcia kim są istoty, które siostra Gabriela widziała w swojej wizji i nawet jeśli Rufus miał rację, zwłaszcza o sposób ich zabijania, zdecydowanie bardziej odpowiadała mi dywersja; strzelanie do kogokolwiek i to tylko po to, żeby móc go zranić lub – co gorsza – zabić, zdecydowanie nie było w moim stylu i taka perspektywa mnie przerażała.
– Nessie. – Głos Gabriela wyrwał mnie z zamyślenia. – Trzymaj się blisko mnie – upomniał dla pewności, chociaż w zasadzie nie robiłam niczego innego, prócz starania się dotrzymać mu kroku. – Widziałaś gdzieś Laylę albo Isabeau? – dodał, kiedy machinalnie przyśpieszyłam, żeby móc się z nim zrównać. Bieganie zawsze było moją mocną stronę i w rodzinie jedynie Edward był w stanie mnie prześcignąć.
– Nie – westchnęłam i skrzywiłam się. Wszyscy, których znałam, zniknęli mi z oczu w momencie, kiedy rzuciliśmy się przed siebie. – Nie, nie widziałam ani jej, ani... – zaczęłam i gwałtownie urwałam, kiedy na naszej drodze pojawiła się rozszalała, czerwonooka postać.
Gabriel zaklął i na oślep pociągnął mnie w przeciwnym kierunku. Wyswobodziłam dłoń z jego uścisku, żeby mieć większe pole do popisuj i wystrzeliłam do przodu, instynktownie wiedząc, że wampir jest tuż za nami. Razem z mężem wypadłam na najbliższą brukowaną uliczkę starając się nie oglądać za siebie, spróbowałam jeszcze bardziej przyśpieszyć. Serce waliło mi jak oszalałe, poza tym zaczynałam mieć problem z łapaniem oddechu, ale wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na słabość i zwolnić, bo to mogło źle skoczyć się dla nas oboje.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanfictionOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...