Renesmee
Coś się stało...
To była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, kiedy znaleźliśmy się w przedsionku Niebiańskiej Rezydencji, tuż pod iluzją fałszywego nieba, które rozciągało się nad naszymi głowami. Zwykle czysty od czasu powrotu Isabeau nieboskłon, tym razem zasnuty był ciemnymi chmurami, co sprawiało wrażenie, że w każdej chwili może zacząć padać deszcz. Znałam ten obraz doskonale, bo kiedy pierwszy raz przekroczyłam próg Pałacu Iluzji, w przedsionku panowało istne pandemonium, kiedy z sufitu lały się całe litry wody, odzwierciedlając aktualny nastrój Dimitra. Wniosek był prosty – albo król, albo Pavarotti musieli być w wyjątkowo podłym nastroju.
Z tym, że to z pewnością nie do któregokolwiek z nich należał rozdzierający serce szloch, który niósł się głośnym echem po korytarzach rezydencji. Wszyscy zamarliśmy, nasłuchując, zanim zdołałam rozpoznać do kogo należał głos. Kiedy to do mnie dotarło, cała zesztywniałam i zachwiałam się nieznacznie, czując, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
– Caroline – wyszeptałam i bez zastanowienia rzuciłam się przed siebie, kierując się w stronę biblioteki. To tak wyczułam dziewczynę i jeszcze kilka osób, poza tym wiedziałam, że zwykle w tym miejscu Dimitr organizuje wszystkie ważne zebrania.
Nikt mnie nie powstrzymał, ale wiedziałam, że zarówno Carlisle, jak i Layla ruszyli za mną. Na Rufusa nie zwracałam uwagi, zbyt przejęta tym, co musiało się stać, nawet jeśli za wszelką cenę nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. Serce biło mi jak oszalałe, a w głowie, niczym mantrę, powtarzałam jedną jedyną myśl.
Niech to nie będzie prawda. Proszę, niech to nie będzie prawda...
Z tym, że to była prawda. Zrozumiałam to w momencie, kiedy wpadłam do środka i zamarłszy w progu, spojrzałam wprost na Caroline. Wiedziałam, że w pomieszczeniu byli inni, bo spojrzenia Isabeau, Dimitra oraz Pavarottich natychmiast spoczęły na mnie, ale to nie miało żadnego znaczenia. Ja widziałam tylko Caroline, która klęczała na podłodze. Allegra kucała tuż obok niej, szepcąc coś kojącym głosem w języki, którego nie zrozumiałam, ale wydawał się brzmieć niczym muzyka; było w tym coś uspokajającego, ale w tym momencie chyba nic nie było w stanie uśmierzyć bólu, który odczuwała Caroline. Diego stał tuż obok, patrząc na ukochaną bezradnie. Kiedy uniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć, uświadomiłam sobie, że nie powstrzymał łez; ból w jego oczach był niemal namacalny i zdziwiłam się, że jeszcze nie padła na ziemię, porażona jego intensywnością.
– Caroline? – wyszeptałam, robiąc niepewny krok w jej stronę. Wyczułam, że Layla i Carlisle już do mnie dołączyli, ale nawet się na nich nie obejrzałam. – Caro...
Uniosła głowę i spojrzała na mnie, ale jej wzrok sugerował, że chyba nawet mnie nie widzi. Jasne tęczówki były prawie pozbawione emocji – wszystko przysłaniał nieopisany ból i tak ogromne cierpienie, że nie byłam go sobie w stanie wyobrazić.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]
FanficOd śmierci Isabeau i jej dzieci mija kilka miesięcy. Nadejście lata wpływa pozytywnie na odbudowę Miasta Nocy i jego mieszkańców. Wydaje się, że prócz zbliżającego się ślubu Renesmee i Gabriela, nie ma niczego, co mogłoby ponownie zakłócić spokój te...