Czterdzieści cztery

38 7 0
                                    

Layla

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Layla

Layla zrobiła pierwszy niepewny krok na kamiennych stopniach i zawahała się. Wciąż miała wątpliwości co do tego, co konkretnie powinna zrobić, chociaż jednego była pewna – Rufus jej potrzebował, nawet jeśli sam dawał jej do zrozumienia, że jest inaczej. Co prawda łatwiej było dochodzić do takich wniosków, kiedy przebywała w towarzystwie Dylana, a spotkanie z pół-wampirem znajdowało się w bliżej nieokreślonej przyszłości, ale przecież to nie zmieniało tego, jaka była prawda. Teraz, kiedy przyszło co do czego, nie była już taka pewna, ale nie mogła dłużej zwlekać, bo z tego wszystkiego pewnie ostatecznie oszalałaby.

No dobra, przecież cię nie zabije, pomyślała stanowczo i zapragnęła roześmiać się odrobinę histerycznie. Dobrze, Rufus jak najbardziej był do tego zdolny, a już na pewno nie mogła czuć się przy nim bezpiecznie. Ale nie mogła zapominać o swoich zdolnościach, nawet jeśli do tej pory nie chciała ich przeciwko niemu użyć. Ogień był ostatecznością, poza tym przecież potrafiła się bronić. Walka wręcz nie była jej obca, chociaż miała okazję, żeby przekonać się, że Rufus jest w tym zdecydowanie lepszy od niej. Nawet telepatia niekoniecznie mogła być ułatwieniem, zwłaszcza, że nieśmiertelny dysponował całkiem sporą wiedza, a w szale bywał nieprzewidywalny, ale wierzyła, że...

Po prostu musiała w coś wierzyć. Isabeau zobaczyłaby jej śmierć, a wtedy przecież sama by jej do Rufusa nie wysłała, prawda? Pomijając fakt, że Beau nigdy nie mogła zapobiec temu, co zobaczyła, Layla stawiała na to, że jest względnie bezpieczna.

Przynajmniej do momentu, kiedy Rufus znowu się nie zdenerwuje.

Przynajmniej póki wszystko nie potoczy się źle...

Światło zapaliło się, kiedy była mniej więcej w połowie schodów. Zastygła w bezruchu i przytrzymała się ściany, bo zaskoczona blaskiem, omal nie straciła równowagi. Mrużąc przywykłe do ciemności oczy w świetle laboratoryjnych świateł, pośpiesznie spojrzała w dół, bez trudu dostrzegając samotną postać, zastygła u stóp schodów. Rufus patrzył wprost na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jego czekoladowe oczy zaś nie wyrażały żadnych uczuć. Mogła jedynie zgadywać w jakim był nastroju i jedynie brak czerwonego blasku w oczach względnie ją uspokoił. Nie wyglądał na chętnego do ataku... Przynajmniej na tę chwilę.

Layla również zastygła i przez kilka sekund po prostu mierzyli się wzrokiem. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, poczuła się dziwnie, zmusiła się jednak do tego, żeby nie odwrócić wzroku. To było jak niewerbalny pojedynek, który Rufus ostatecznie zdecydował się przerwać. Zaplatając obie ręce na piersi, spojrzał gdzieś w bok.

– Wróciłaś – stwierdził cicho. Zabrzmiało to jak stwierdzenie fakty; suchy, naukowy ton, którego mógłby użyć, gdyby wyjaśniał taką oczywistość jak chociażby to, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie.

– Na to wygląda – odparła cicho. Zawahała się jeszcze na moment, zanim zbiegła z ostatnich stopni i stanęła naprzeciwko niego. Teraz dzieląca ich odległość wynosiła najwyżej dwa metry i gdyby chciała, mogłaby go dotknąć. – Nie wydajesz się zbytnio zadowolony.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz