Siedemdziesiąt cztery

51 6 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

– Coś nie widzę entuzjazmu. – Głos Theo zaskoczył nas, a przynajmniej mnie. Kiedy się odwróciłam, zauważyłam, że wampir stoi niedaleko, nonszalancko opierając się o recepcję. Pod jedną ze ścian, wyraźnie znudzoną, dostrzegłam jeszcze jedną smukłą postać. – Hm, Isabeau, pozwoliłem sobie zabrać Kristin, jeśli to nie jest problem – dodał, wzruszając ramionami.

Beau machnęła ręką, dając mu do zrozumienia, że w zasadzie jest jej wszystko jedno. Mimochodem pomyślałam, że to dobrze, że nigdzie w pobliżu nie ma Pavarottich, bo pewnie znaleźliby sobie kolejny pretekst do rzucania złośliwych komentarzy. Patrząc na to, że nawet wampiry wydawały się być zmęczone – oczywiście w sensie psychicznym – nie potrafiłam stwierdzić, czy Theo tym razem jednak nie zdecydowałby się osobiście przywołać ich do porządku. Mimo tego, jaki wykonywał zawód i dość specyficznego poczucia humoru, wciąż miał w sobie coś, co sprawiało, że nie byłam w stanie zapomnieć, że wciąż pozostawał wampirem; rubinowy kolor tęczówek jedynie dodatkowo ten fakt podkreślał, sprawiając, że nie potrafiłam się w pełni przy nim rozluźnić, zwłaszcza w tej sytuacji.

– Cześć, Kris. – Layla poderwała się z uśmiechem, jej głos zaś ociekał słodyczą. – Coś marnie wyglądasz. Jak tam głowa? – zapytała, z każdym kolejnym słowem podnosząc odrobinę głos.

Kristin zacisnęła usta i rzuciła jej gniewne spojrzenie. Uświadomiłam sobie, że faktycznie wygląda dość blado, a w odpowiedzi na donośny głos Layli zaczęła intensywnie pobierać skronie, jakby bolała ją głowa. Przypomniałam sobie w jakich okolicznościach widziałam ją i Theo po raz ostatni, i zorientowałam się, że dziewczyna najwyraźniej wypiła tamtej nocy więcej niż mogłabym się po niej spodziewać. Albo – jak uświadomiłam sobie chwilę po tym – w międzyczasie kolejny raz sięgnęła po coś mocniejszego niż krew.

– Nie denerwuj mnie – mruknęła Kristin. – I nie drzyj się, z łaski swojej. Swoją drogą, nie dzięki tobie tutaj jestem, Lay – dodała, wyraźnie rozeźlona.

– Kristin... – Layla westchnęła. – To przecież nie jest tak, że o tobie zapomniałam. Po prostu istniały ważniejsze priorytety, dotyczące nas wszystkich – wykręciła się z przepraszającym uśmiechem, ale bardziej wyszedł jej z tego grymas. Najwyraźniej między nią a Rufusem nic nie zmieniło się od momentu, kiedy widziałam ich po raz ostatni. – Ha! Będę musiała cię przypilnować z tym piciem, skoro nawet lekarz nie potrafi tego zrobić – stwierdziła mimochodem.

– Dobrze, mamo. – Kristin wywróciła oczami. – Okej, skończmy to, bo zaraz się zdenerwuję. Przestań zaglądać mi w kieliszek, a ja nie będę roztrząsać łóżkowych spraw twoich i Dylana, a wtedy będziemy kwita. Może być?

Sądząc po sposobie w jaki Layla gwałtownie pobladła, Kristin pozwoliła sobie na zdecydowanie zbyt wiele. Isabeau również musiała to wiedzieć, bo w pośpiechu poderwała się i podeszła do siostry, dla pewności chwytając ją za ramię.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA III: MROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz