Drugoklasiści mieli ważny sprawdzian, przez co reszta szkoły nie musiała tam iść. Uznałam to za okazję, by spotkać się z Liamem, Masonem i Lilianą. W domu czułam się jak w klatce. Nie mogłam więcej ufać rodzicom zwłaszcza, że wiedzieli o tamtej dwójce. Mason miał to szczęście, że był człowiekiem.
- Rodzina Griffin nienawidzi stworzeń nadnaturalnych. - uderzyłam w ścianę. - Rodzina Griffin nienawidzi stworzeń nadnaturalnych. - kolejne uderzenie. - Rodzina Griffin nienawidzi stworzeń nadnaturalnych. - następne. - Co jest ze mną nie tak?! - tym razem uderzyłam w lusterko, które pod wpływem siły pękło.
Na odłamkach szkła dostrzegłam krew. Sporo krwi. Popatrzyłam na swoją pięść i domyśliłam się, że to nie mogła być niczyja inna krew niż moja.
- Misia. - do pokoju weszła mama. - Co się stało?
- Beacon Hills się stało. - powiedziałam z zaciśniętymi zębami. - Czemu nikt nie pomyślał o wyprowadzce? Śmierć Scarlett powinna komuś dać jakiś sygnał, że to miasto nie jest naszym miejscem.
- Scarlett była słaba. Ty nie jesteś, dlatego żyjesz. Nie opuścimy Beacon Hills, tylko dlatego, aby zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo i cała nasza rodzina stara się o to, by nie stało się innym rodzinom to, co stało się ze Scarlett.
Nie dowierzałam w jej słowa, więc wzięłam byle jaką bluzę i najzwyczajniej w świecie wyszłam. Zaczęłam biec, jak opętana. Kolejny raz czułam się dziwnie, wręcz źle. Moja własna matka powiedziała o mojej siostrze, że była słaba. Skoro ona była słaba to jaka ja byłam? Silna? Sprytna? A może głupia, bo przecież współpracowałam z Prawdziwym Alfą?
- Vivian? Co się stało?
Na swojej drodze zobaczyłam Liama wraz z Masonem. Zawsze zjawiali się w nieodpowiedniej chwili.
- Nic. - oparłam się o kolana łapiąc oddech.
- Jeśli nic się nie stało to ja jestem hetero. - zakpił Mason. - Przecież możesz nam powiedzieć.
Upierdliwi.
- W takim razie możesz przejść na dziewczyny - spojrzałam na czarnoskórego. - bo naprawdę nic się nie stało.
- Dziwnie się ostatnio zachowujesz. - zmarszczył brwi Liam. - I nie wydaje mi się, że to przez szkołę.
- Raczej przez to, że za często biegasz. - dodał Mason.
- Co? - nie zrozumiałam. - Nieważne. - wyprostowałam się. - Co robicie koło mojego domu?
- Chcieliśmy po ciebie iść - odpowiedział Liam. - Ale ewidentnie wyszłaś na jogging.
- Ha, ha. - udałam rozbawienie. - Zabawny jesteś, Dunbar.
- Wiem. - uśmiechnął się.
- Dunbar. - zaczęłam poważnie. - Nie wolno Ci przebywać koło, obok, na i pod moim domem.
- Czemu?
Czy on w ogóle zapomniał o tym, że wart był 3 miliony dolarów?
- Bo - mocno nacisnęłam na to słowo. - moi rodzice nie lubią, gdy zwierzęta - po raz kolejny nacisnęłam na ostatnie słowo. - kręcą się wokół domu. Lubią czuć się bezpiecznie, a drapieżniki po prostu zabijają. Czasami nawet dostają za to grube pieniądze.
Blondyn badał moje słowa i wtedy zdał sobie sprawę, że moi rodzice byli zabójcami.
- Cholera, zapomniałem. - walnął się w czoło.
- To co powiedziałaś było dziwne - zmrużył oczy Mason. - A to jak odpowiedziałeś jeszcze dziwniejsze.
Liam zaśmiał się z niewiedzy przyjaciela, a ja jedynie przewróciłam oczami.
- Naprawdę zamierzamy tutaj stać, podczas gdy mamy dzień wolny? - zapytałam.
- Nie, coś ty. - na twarzy Masona pojawił się uśmiech. - Możemy pójść..
- Na boisko i pograć w coś? - przerwałam z zapałem chłopakowi.
- No na przykład. Może zaprosimy też Lilianę?
Spojrzałam na Dunbara, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Pokiwałam głową, po czym wyjęłam telefon z kieszeni. Szybko znalazłam numer przyjaciółki i natychmiastowo kliknęłam słuchawkę.
- Możemy powoli iść. Dom Liliany i tak jest po drodze. - powiedziałam.
Obaj chłopcy zgodzili się, jednak wciąż nasłuchiwali rozmowy, która nawet się nie zaczęła.- Co znowu? - szorstko odezwała się rudowłosa.
- Lila, coś nie tak? - zmarszczyłam brwi, mając nadzieję, że nie.
- Oh, Vivian. - odetchnęła z ulgą. - Myślałam, że to znowu ten palant z ofertami. Co tam?
- Chciałam tylko zapytać, czy nie miałabyś ochoty wyjść ze mną, Liamem i Masonem na dwór.
- Miałabym. Przy okazji ładna bluza. Dawno jej na tobie nie widziałam.
- Co? - zapytałam, nie wiedząc skąd miała informacje o moim ubraniu. - Racja. - spojrzałam w górę na okno rudowłosej. - Złaź na dół ruda małpo.
Liliana bez odpowiedzi uśmiechnęła się i zniknęła z polu widzenia.
- Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się przed jej domem. - powiedział Mason.
- Ja też nie. - Dunbar wyglądał na zdezorientowanego.
Dziwny nastrój przerwała nam rozpromieniona Liliana. Musiała wczoraj dobrze spędzić czas z rodziną, bo nieźle ją wykończyłam tymi poszukiwaniami Liama.
- Miło was widzieć. - uśmiechnęła się. - Gdzie idziemy?
- Na boisko. - przeczytałam SMSa nie zwracając uwagi na towarzystwo.
- To może wezmę piłkę? - zaproponowała Lila.
- W szkole są piłki. - odpowiedział Dunbar.
Po jego wypowiedzi zapadła między nami cisza. Coś się stało wczorajszej nocy i za cholerę nie miałam pojęcia co. Dunbar mało się odzywał, a Liliana wręcz przeciwnie. Zaciskałam szczękę starając się rozgryźć w jakiś sposób o co chodziło.
- Normalni nastolatkowie robią zupełnie coś innego niż chodzenie na boisko. - oznajmiła Lila.
- Co masz na myśli? - zapytał czarnoskóry.
- No wiesz, chodzą po mieście, palą papierosy, piją alkohol, śmieją się wspólnie. - wyjaśniła.
- Niekoniecznie. - spojrzałam na nią. - Są też tacy, którzy spędzają dobrze czas na dworze i nie muszą się przed sobą popisywać.
- Może. - wzruszyła ramionami.
Aż do boiska milczeliśmy. Chyba nie tylko ja nie rozumiałam o co chodziło Lilianie.
- Pójdę po piłkę. - powiedział Mason oddalając się.
To była okazja, by wytłumaczyć sobie co nieco z rudowłosą.
- Co ci jest? - spojrzałam na dziewczynę.
- Nic. Myślałam nad tym, co mi powiedziałaś w lesie. Wtedy na coś wpadłam. - wyciągnęła czarną kulkę, którą jej dałam.
- Co to jest? - zapytał Liam.
Już rozumiałam! Liliana chciała się przekonać, że te nadprzyrodzone stworzenia istnieją i wybrała sobie za cel Liama.
- Lila, nie!
Za późno jednak krzyknęłam, bo rozstrzaskana kulka z górskim popiołem otoczyła młodego betę. Chłopak kompletnie nie rozumiał co się dzieje. Jedyne co zrobił to spojrzał na rudowłosą.
- No dalej Liam. Wyjdź. - rozkazała jak psu.
Blondyn spróbował wyjść, jednak bariera uniemożliwiła mu to. Upadł na ziemię, a następnie zmarszczył brwi. Nie byłam do końca pewna czy był zły, czy zdezorientowany. Wstał, po czym ponownie spróbował wyjść. Niestety nie powiodło się mu.
- Czym jesteś, Liam? - zapytała Liliana.
- Co? - udał jakby nic nie wiedział.
- Czym jesteś? - powtórzyła.
- Nie rozumiem o czym gadasz. Jestem człowiekiem. - starał się ją spławić.
- Gdybyś był tylko człowiekiem to dałbyś radę przez to przejść. - wskazała na górski popiół.
Liam spojrzał na mnie. Nie wiedział co robić i liczył na moją pomoc. Niestety w tym przypadku musiał powiedzieć prawdę.
- W porządku, Liam. - podeszłam trochę bliżej. - Powiedz jej.
- Nie jestem co do tego przekonany. - oznajmił. - Ale dobra.
Blondyn westchnął cicho i zamknął oczy, jakby szukał odpowiedniego kłamstwa. Jednak zrobił coś zupełnie innego. Liam pokazał swoje zwierzęce oczy i nie zmieniając ich rzekł:
- Jestem wilkołakiem.
Zamrugał, a jego żółte oczy zniknęły. Czekał na reakcję Liliany, aż w końcu się doczekał.
- Trudno było? - uśmiechnęła się. - Ja jestem banshee. Trochę to chore, ale da się przeżyć.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i już po chwili zaczęłam rozprzestrzeniać górski popiół na różne strony tak, aby był w małym stopniu niewidoczny dla ludzkich oczu. Gdy to uczyniłam Dunbar mógł normalnie się poruszać, a Mason powrócił do nas z piłką do nogi.
CZYTASZ
Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]
FanfictionNasz świat dzieli się na dwa typy: Pierwszy - Świat ludzi, którzy żyją niczego nieświadomi. Drugi - Świat nadprzyrodzonych istot, które starają się przeżyć. Nie można żyć w dwóch światach. Jest się albo człowiekiem, albo potworem. Kontynuacja tej...