Rozdział 19, IV.

325 19 0
                                    

Brett wywęszył tunel. Cóż, tunel i jednocześnie ścieki, ale było to najmniejszym zmartwieniem. 
- Są coraz bliżej. - powiedział, zapewne słysząc ich głosy z zewnątrz. 
- Wiesz, tutaj nie bardzo jest się gdzie ukryć, ale jeśli pójdziemy nieco dalej, może coś znajdziemy. 
- Masz telefon? - teraz wpadł na to, że mogę mieć zasięg. 
- Ja.. - udałam, że przeszukuję kieszenie w celu znalezienia telefonu. - Musiał mi upaść, gdy biegliśmy. - spojrzałam na wykończonego chłopaka. - Cholera, potrzebujesz pomocy medycznej. 
- Najpierw musimy znaleźć drugie wyjście z tego śmierdzącego tunelu. 
Nie chcieliśmy tracić czasu na bezsensowne pogaduszki, więc ruszyliśmy dalej. Zaczynałam się zastanawiać czy zabicie głowy stada Bretta było tego warte. Sam on mi nic nie zrobił, dlatego też nie czułam do niego urazy. Ale skoro ciemna strona mocy mną zawładnęła to chętnie zemszczę się za zdradę Satomi wobec rodziców, mimo że nie są tego warci. Może też jakoś zrekompensuję to Monroe, ale nie wiedziałam do końca czy mnie ona obchodziła. 
- Patrz na te wieszaki podsufitowe. - wskazałam na metalowe wieszaki. - Tam się schowasz i odpoczniesz. 
- Ja? - spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. 
- Sam słyszysz, że są o krok za nami. Nie zdążę się tam wdrapać. Jest ciemno, będziesz ledwo widoczny. No dalej, Brett. - pogoniłam go. 
Z lekką niechęcią się zgodził tam wejść samemu. Bał się, że łowcy mnie zabiją, ale to był najmniejszy z problemów. W tym kluczowym momencie cała moja ciężka praca pójdzie na marne. Nie dość, że Gerard wyda mnie Monroe to jeszcze ten cholerny telefon, a na ciele żadnych ran. 
- Vivian? - usłyszałam za sobą. 
Odwróciłam się, by spojrzeć w oczy kobiecie, która towarzyszyła mi przy morderstwie dwóch nadprzyrodzonych istot. 
- Pani Monroe i pan.. - westchnęłam ciężko. - Gerard. 
- Co ty tutaj robisz, Griffin? - zapytał osiwiały staruszek patrząc na mnie z podejrzliwością. 
- To jest właśnie to, co próbowałam ukryć. Swoją małą wtykę. - kobieta marszczyła brwi. - Bardziej mnie zastanawia co się stało z - uniosła do góry mój zakrwawiony smartfon. - twoim telefonem? Niby to twoja krew, ale ty jesteś cała. 
- Strzel w nią. - rozkazał Gerard bez zastanowienia. 
- Co? 
- Strzelaj. Zobaczysz kim tak naprawdę jest. 
- Nie ma opcji!
- Tamora, zrób co mówię. 
Serce waliło mi o wszystko, w co tylko mogło. Monroe dostrzegła moje zdenerwowanie, ale nie wiedziała czy to przez to, że mogło wyjść na jaw, że nie byłam człowiekiem, czy może przez to, że przez nagłą decyzję starca mogłam umrzeć. W końcu zdecydowała się strzelić, a ja zdążyłam się uspokoić. Lekko zasyczałam przez ranę postrzałową. Sięgnęłam do rany, by wyciągnąć kulę, która miała mnie zabić, ale tego nie zrobiła. Spojrzałam na obojga ze znudzeniem. 
- Vi..Vivian. - kobieta była zszokowana moją nagle gojącą się raną. - Zdradziłaś mnie. 
- Ciebie, swoich rodziców, przyjaciół. - mrugnęłam powoli z zadowoleniem. - Łowców, rodzeństwo. Zdradziłam wszystkich. - czułam, jak moje oczy zmieniają kolor. - Ale jedyne kogo nie miałam zamiaru zdradzić to Bretta. - warknęłam. 
- Lepiej już teraz się poddaj, dziecko. 
Miałam zamiar odpyskować, ale w oddali usłyszeliśmy ryk wilkołaka. Moje zdezorientowanie wykorzystał Gerdard, który uderzył mnie z całej siły w twarz, mając nadzieję, że pozbawi mnie tym przytomności. Wytarłam krew z nosa, patrząc na niego już ze zdenerwowaniem. 
- Nieźle, staruszku. Ale to mnie nie powstrzyma. 
- To nie, ale umieszczona na tobie pieczęć już tak. - zaśmiał się ze mnie. 
- Pieczęć? - poczułam jak moje ciało drętwieje. - Co jest? 
- Feniks odradza się co pięćset lat, jednakże gdy ten cykl zostanie nagle przerwany, można go wznowić lub zakończyć. Wystarczy położyć srebrną pieczęć na aktualnym lub byłym posiadaczu. Słodkich snów. 
Gdy głos Gerarda nagle zaniknął, nie widziałam nic prócz ciemności. Czy on właśnie zakończył cykl? Skąd miał pieczęć? 

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz