Wpatrywałam się tępo na kubek z kawą całkowicie zapominając o towarzyszących mi osobach.
- Vivian, wszystko w porządku? - zapytał pan Geyer.
Leniwie podniosłam wzrok na mężczyznę, który wydawał się być zmartwiony moją poranną postawą.
- Tak. - pokiwałam głową biorąc widelec do ręki. - Czuję się trochę dziwnie.
- Dziwnie? Możesz to opisać?
- Kręci mi się lekko w głowie. - oparłam twarz o zaciśniętą pięść. - Serce mi kołacze. Nie wiem, może miałam za mało snu.
- Nie może, a na pewno. - zgodził się pan Geyer. - Wiesz jak szkodliwa może być mała ilość snu i duży kubek kawy?
- Wiem. - przycisnęłam powieki, by pozbyć się bólu. - Nie jest to mój pierwszy raz. - jak na złość upiłam trochę kofeiny.
Pewnie pan Geyer dalej mąciłby mi o zdrowym trybie życia, gdyby nie dzwonek do drzwi. Wszyscy się zdziwiliśmy, bo nigdy nikogo nie pchało, by nas odwiedzić o tak wczesnej porze. Wzięłam miękką drożdżówkę i ugryzłam kawałek, w ogóle nie skupiając się na otaczającej mnie rzeczywistości.
- Kochanie, kto to był?
Pan Geyer spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Listonosz przyniósł - uniósł do góry dość ciężką kopertę. - małą paczkę. Do Vivian.
- Do mnie? - odłożyłam jedzenie.
Przejęłam kopertę od mężczyzny i natychmiast odpakowałam. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłam swój telefon, który zostawiłam Monroe, by mnie o nic nie podejrzewała.
- To telefon? - mama Liama się zdziwiła. - Twój?
Obróciłam sprzęt w palcach. Monroe musiała to przysłać, a instynkt łowcy podpowiadał mi, że ukryła wiadomość w moim telefonie. Ale to oznaczałoby, że złamała kod, który no nie okłamujmy się, był długi. Lubiłam mieć pewność, że nikt nie dostanie się do informacji.
- Tak, mój. - zacisnęłam szczękę.
- Zgubiłaś?
- Najwidoczniej. - włączyłam go.
- To miłe, że ktoś postanowił go oddać, ale skąd miał adres?
- Nie wiem. - skłamałam. - Może mnie znał.
Liam przypatrywał mi się uważnie. Chciał zrozumieć, o co chodziło z nagłą przesyłką mojej komórki. Jemu też nie pasowało to, że nagle został mi zwrócony i wiedziałam, że na osobności zacznie wypytywać. Po załączeniu telefonu, nie trzeba było wpisywać kodu, co oznaczało, że został złamany. Wiedziałam, że Monroe nie była na tyle inteligentna, więc musiał jej ktoś pomóc. Na przykład Gerard. Przejrzałam wszystko co mogłam. Wyglądał, jakby nie został naruszony, ale instynkt dalej mi podpowiadał, że to nie prawda. Weszłam w notatki i w końcu coś znalazłam.
,,Masz szansę odpokutować swoje czyny wobec mnie i reszty łowców. Spotkajmy się w lesie za boiskiem szkoły po południu, chętnie przyjmę twoje przeprosiny i spróbujemy na nowo. Masz szczęście, że uczyli cię najlepsi łowcy jak zataić informacje, bo niczego nie znalazłam. Mam nadzieję, że do usłyszenia. M.''
Westchnęłam ciężko, po czym poczułam ogromny ścisk w żołądku. Zmarszczyłam brwi i nim się obejrzałam, rzuciłam gdzieś telefon i wylądowałam w łazience, wymiotując prosto do toalety. Wypita kawa i na wpół zjedzona drożdżówka właśnie znalazła się w ściekach. Przetarłam usta papierem i spuściłam wodę. Złapałam się za brzuch, wracając do stołu.
- Wszystko w porządku? - Liam podszedł do mnie. - Siadaj. - odsunął krzesło.
- Za dużo stresu. - pokręciłam głową.
- Przepisać ci jakieś tabletki uspokajające? - zapytał pan Geyer.
- Tak, bardzo bym prosiła.
- Zaraz muszę wychodzić do pracy. - spojrzał na zegarek. - Ale jak wrócę do domu to ci coś lekkiego załatwię.
- Dobrze, dziękuję. - moje ręce zaczęły drżeć.
- Nie wyglądasz najlepiej. - Liam przykucnął przy mnie, po czym dotknął mojego czoła. - Cała jesteś rozpalona.
- Mówiłam, że to przez stres. - wymusiłam uśmiech. - Przyniesiesz mi wodę?
Liam pokiwał głową i poszedł do kuchni po wodę. Za chwilę wrócił z przeźroczystą szklanką i płynem. Starałam się pić łykami, by nie drażnić żołądka.
- Dziecko, lepiej wróć do łóżka na jakiś czas. - kobieta martwiła się równie, co jej syn. - Może ci później przejdzie. Cokolwiek cię tak zdenerwowało, miało niesamowitą siłę.
Wyszukałam wzrokiem telefon. Leżał sobie koło mojego kubka z kawą. Wzięłam go do ręki i przyznałam rację pani Dunbar. Znaczy, była to pani Geyer, ale gdy wołałam ją nazwiskiem Liama to nie miała nic przeciwko. Pozwoliła mówić do siebie Jenna, ale jeszcze czułam się niezręcznie przez jej wiek.
- Przepraszam za kłopot. - ostatni raz spojrzałam na rodziców Liama i pomaszerowałam o dziwo do swojego pokoju.
Delikatnie położyłam się pod pierzyną dalej czując niesmak w buzi. Skuliłam nogi, bo przecież to zawsze pomagało, chociaż w małym stopniu. Nie minęło sporo czasu i nagle usłyszałam pukanie.
- Vivian, dzióbku. - Liam usiadł obok mnie na łóżku. - Co się dzieje?
- Liam, nie mam pojęcia. - podniosłam się, by mu spojrzeć w oczy. - Nigdy nie zwymiotowałam ze stresu.
- Stresu? Co się stało? Co znalazłaś w tym telefonie? - zmarszczył brwi. - I gdzie go zgubiłaś?
- Wszystko ci wyjaśnię, ale potrzebuję czasu. - złapałam go za rękę. - Teraz błagam, chodź tu - wskazałam na wolne miejsce obok siebie - i mnie przytul.
Blondyn szeroko się uśmiechnął i w mgnieniu oka położył się obok mnie. Odwróciłam się do niego tyłem, by mógł mnie objąć ręką. Uwielbiałam czuć się przy nim bezpiecznie, jednak problem polegał na tym, że on przy mnie nie mógł czuć się bezpiecznie.
CZYTASZ
Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]
FanfictionNasz świat dzieli się na dwa typy: Pierwszy - Świat ludzi, którzy żyją niczego nieświadomi. Drugi - Świat nadprzyrodzonych istot, które starają się przeżyć. Nie można żyć w dwóch światach. Jest się albo człowiekiem, albo potworem. Kontynuacja tej...