Rozdział 35, II.

842 50 0
                                    

Kilka dni przed polowaniem na Piekielnego Ogara

Stado, które tak dzielnie zdobył Theo, nie chciało go słuchać. Nie chcieli mu służyć, gdy usłyszeli, że mają zapolować na coś silnego. Ten jednak zagroził im, że ich ponownie zabije, jeśli nie wykonają wydanego im rozkazu. Siedziałam z nimi wszystkimi w kryjówce, słuchając bluzgania Theo. Już na wstępie zaznaczył, że ja nigdzie nie idę i jeśli spróbuję opuścić jego dom, choćby mały próg, wtrąci mnie ponownie na metalowe łoże, przez które i tak miałam traumę. Scott był coraz bliżej rozwikłania, co próbują stworzyć Potworni Doktorzy, a z tego co udało mi się dowiedzieć to to, że Theo wiedział o wszystkim. Przyznał, że z nimi współpracował, więc jakby nie patrzeć, uwaga cytuję: ,,Jesteśmy także jego dziełem''. 
- A więc piesio zdobył zaufanie kojota. - machałam sobie nogami, siedząc na wysokim krześle. 
Męskie perfumy przekonały mnie, że Theo podszedł do mnie, mierząc mnie swoim wzrokiem. 
- Powtórz. - rozkazał.
- A co, gadam niewyraźnie? - uniosłam głowę. - Podczas gdy ty się bawisz uczuciami Malii, gdzie, tak na marginesie, kazałeś nam się do stada Scotta nie zbliżać, my musimy obawiać się o swoje życia, bo jesteś niezrównoważony psychicznie i nie wiadomo co wymyślisz. 
Kątem oka dostrzegłam, jak Tracy się uśmiechnęła, tym samym przyznając mi rację. 
- Tracy, przysięgam, że odetnę ci głowę i specjalnie poczekam aż odrośnie, by znowu móc ci ją odciąć. - jej uśmieszek również nie umknął uwadze Theo. - Vivian, Vivian - wziął głęboki oddech. - Vivian. Są rzeczy, których nie jesteś w stanie pojąć. Wiesz tyle, ile ci powiem. Robisz to, co powiem, nieważne czy będzie to salto w przód, czy w tył. Rozumiesz?
- Przypominam ci, Raeken, że jestem jedynym osobnikiem w ''twoim'' - zrobiłam cudzysłów palcami. - stadzie, który jeszcze się w nic nie zamienił. 
- Jestem cierpliwy. - uśmiechnął się lekko. - Jeszcze masz coś do powiedzenia? 
- Po co ci zaufanie Tate?
- Tak na wszelki wypadek, gdybyście okazali się klapą. 
- Jakiś ty kochany, aż się zakocham. - przewróciłam oczami, dostrzegając, że ukrył coś w kieszeni. - Zamierzasz się pochwalić? 
Theo wyciągnął z kieszeni dziwne, długie i przeźroczyste pazury. 
- Teraz ci lepiej? - uniósł brwi, stawiając słoik z pazurami na szafce. 
A więc po to było potrzebne mu zaufanie Malii? By zdobyć pazury? Coraz bardziej nie podobał mi się jego plan. 

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz