Rozdział 37, II.

836 46 1
                                    

Musiałam walczyć między swoją zemstą, a racjonalnym myśleniem. Chyba wszyscy wiemy co ostatecznie wygrało. Najpierw pomogłam Parrishowi dojść do siebie, lecząc go ogniem. Niestety to również spowodowało, że zgubiłam Valacka, Stilesa oraz biegnącym za nimi Theo. Chwilę zajęło zanim Parrish komunikował. Obserwowałam go, zastanawiając się czy nie użyć większej mocy rażenia ognia, by ten kompletnie się rozpalił i uleczył ranę. Co mnie zdziwiło to nagła obecność Scotta i.. Liama. Oboje patrzyli na to, co się działo, a zwłaszcza na mnie. Patrzyłam Liamowi w oczy, widząc jego ulgę.
- Co mu się stało? - zapytał McCall.
- Theo się stał. - odpowiedziałam.
- Nie leczy się?
- Jeszcze nie. Mam plan, by to zrobić, ale zero pewności, że się powiedzie.
- O czym myślisz? - zapytał Liam, umiejąc ledwo dobrać słowa z powodu szoku.
- Użyć ogromnej ilości ognia, by wywołać Piekielnego Ogara. On uleczy Parrisha.
- Zrób to! - krzyknął zastępca szeryfa.
Nie miałam za bardzo wyboru, bo potrzebowałam Ogara, by pomógł mi zająć się rannymi banshee. Wywołałam sporą ilość ognia dotykając mężczyzny. Dobrze, że dzieliliśmy tą wspólną cechę, inaczej nie wiem, jak Jordan by skończył. Piekielny Ogar się uaktywnił, lecząc w szybkim tempie ranę i wstając z podłogi.
- Wszyscy przebywający z banshee są w niebezpieczeństwie. - powiedział Ogar.
- Jedna z nich umiera. - przyznałam mu rację.
Poparliśmy siebie nawzajem i wyruszyliśmy do drzwi, którymi uciekli. Stopiłam je, by mieć dostęp do dalszej drogi. Banshee mają to do siebie, że wybierają jedną osobę, z którą chcą być na zawsze związani, w przypadku Lydii był to Parrish. Nie muszę chyba wyjaśniać kogo wybrała Liliana. Także więc nasza wiedza, gdzie się dokładnie znajdowały nie była nieracjonalnie niewytłumaczalna. Jednak tunel, do którego doprowadził nas Valack był ogromny i strasznie krętki. Mogliśmy nie zdążyć na czas. Dziury w głowach, które obie posiadały, były czymś w rodzaju tykającej bomby. Gdy czas się skończy, obie banshee wydadzą z siebie krzyk, tak śmiertelny, że zabije nie tylko osoby wokół, ale także je same. Po wszystkim utopię Theo w jeziorze.
Byliśmy coraz bliżej banshee, a czas dobiegał końca. Stiles trzymał Lydię, a Theo Lilianę. Musieliśmy ich odepchnąć, bo inaczej stałaby im się krzywda. W idealnym momencie zakryłam Lilianę, która wydobyła z siebie potężny krzyk, zmuszając duże kawałki ścian, by na mnie spadły, ale otaczający mnie ogień zapobiegł ranom. Dzięki szybkiej interwencji zapobiegliśmy większym szkodom. Liliana opadła z sił, więc wzięłam ją na ręce prowadząc do chłopaków, ale już nie emitował ze mnie ogień.
- Którędy? - zapytałam, gdy Parrish stanął za mną, trzymając Lydię.
- Tędy. - Scott kazał iść za sobą.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz