Rozdział 55, II.

808 39 2
                                    

Otworzyłam oczy, wdychając nosem powietrze. Przed sobą zobaczyłam Scotta i Liama, próbujących mnie ratować.  Wstałam z podłogi, otrząsając się ze wszystkiego, co miało miejsce. 
- Vivian, nic ci nie jest? - podszedł Liam. - Jak się czujesz? 
- Wszystko w jak najlepszym porządku. - odpowiedziałam, czując bestię daleko od komisariatu. - A teraz wybaczcie, mam walkę do stoczenia. 
Rozluźniłam mięśnie i ruszyłam za impulsem, który był bardzo łatwy do wyczucia. Liam wołał za mną, ale to musiało się skończyć. Wiedziałam, że Parrish jest w pobliżu Sebastiana, dlatego nie za specjalnie się śpieszyłam. 
Po dobrych parunastu minutach dotarłam do tunelu, w którym znajdowała się upragniona dwójka. Nie wiedziałam dlaczego, ale byłam spokojna, w ogóle się nie bałam tego, co nadejdzie. Rozpaliłam ogień, czując że znajdowałam się coraz bliżej brzydkiego olbrzyma. W oddali dostrzegłam schowanych Argentów, Chrisa i znienawidzonego przez nas wszystkich Gerarda. Niestety to nie oni byli celem mojego zadania. 
- Sebastian Valet. - zwróciłam na siebie uwagę bestii, umożliwiając Ogarowi uderzenie go. 
Co było imponujące to to, że Sebastian był na tyle doświadczony, by wiedzieć, jak atakować, by zranić nas obu. Zdolności Feniksa w walce były lepsze z tego względu, bo dłużej żył, a dzięki Florence wiedziałam jak ich użyć. Miałam zaatakować bestię i pomóc Ogarowi, ale czerwony alarm zaczął mi walić w głowie oraz usłyszałam krzyki, w których rozpoznałam banshee. Przez swoją nieuwagę i ja i Piekielny Ogar oberwaliśmy. Sebastian wrócił do ludzkiej formy i odszedł od nas, dalej szukając piki. 
- Banshee należy do ciebie. - wstałam, rozpalając utracony ogień. - Nie dam mu się znowu wykiwać.
Ruszyłam za Sebastianem, czując jego impuls, który już sam wytwarzał tylko przez to, że miał styczność z Doktorami. Podążał dziwnymi ścieżkami, przez co błądziłam po korytarzach tunelu. Zeszłam na niższe piętro, w oddali widząc Liama i Scotta gotowych do walki. Scott trzymał w ręce pikę, ale zadziwiający był fakt, że wyglądała ona jak przyozdobiony młotek. 
- Vivian? - Liam spojrzał na mnie, a jego oczy ciągle się świeciły. 
Stanęłam przed przyjaciółmi, patrząc mężczyźnie w oczy. 
- Stawiasz się na dwóch nastolatków? - zapytałam głosem Feniksa, który od początku mi towarzyszył. 
- Teraz na trzech. - zamieniał swoją formę w bestię.
Gdy przed sobą miałam bestię, a nie człowieka, nie miałam już żadnych skrupułów. Zagrzałam ogień do parzącej temperatury, nie spuszczając wzroku z bestii. 
- Poczuj ból wszystkich niewinnych dusz, Sebastianie Valet. 
Wzięłam głęboki oddech, skierowałam ręce na bestię i ogromny ogień ruszył przed siebie, uderzając ze wszystkich stron potwora. Nie miało go to zabić, a spowolnić. W końcu zaprzestałam, bacznie obserwując z powrotem zamieniającego się w człowieka Sebastiana. Usłyszałam za sobą wyciągany miecz, dlatego odwróciłam głowę, patrząc na Liama. 
- Liam, poczekaj. - zmarszczyłam brwi. - Może jeszcze uda się uratować Masona. 
- A kto uratuje ciebie? 
Niezauważalnie Liam ruszył na Sebastiana, ale został odepchnięty. Niekomfortowa sytuacja sprawiła, że stałam bezradna. Valet przechwycił Scotta, każąc mi się nie ruszać z miejsca, bo inaczej rozszarpie Scottowi gardło. Szukałam w głowie rozwiązania, ale każde kończyło się czyjąś śmiercią. Skubany zapędził mnie w kozi róg. 
Sebastian przebił się do wspomnień Scotta i chyba tam go coś ruszyło, bo marszczył brwi, jakby widział kogoś znajomego.
- Marie-Jeanne? - zapytał. 
Jego zdezorientowanie pozwoliło mi na działanie. Ruszyłam na Sebastiana, odpychając go od Scotta. 
- Mason. - usłyszałam Lydię za sobą.
Odwróciłam głowę i zdałam sobie sprawę, że to banshee miała wszystko zakończyć. Wzięłam Liama i Scotta jak najdalej od mężczyzny, pozwalając rudowłosej działać. Sebastian szedł w jej stronę, zamieniając się w bestię. 
- Lydia, spróbuj krzyknąć trochę głośniej. - zaproponowałam, lecząc rany przyjaciół, ale ciągle patrząc co się dzieje, by najwyżej móc zareagować. 
Wtedy w Lydii aktywował się instynkt banshee i wydała z siebie krzyk, który powalał bestię. Koniec końców opuściła naczynie, które przejęła, przy okazji oddając nam Masona. Corey, który cały czas nas śledził niewidzialny, odlepił się od ściany i złapał chłopaka, nie pozwalając mu upaść. Jednakże bestia ciągle była na wolności. Pozwoliłam ogniowi mnie ogarnąć i szłam przed siebie, wraz z Ogarem łapiąc czarny dym bestii. 
- Scott, bierz pikę i zrób co należy. - powiedziałam, trzymając z całych sił bestię. 
McCall na szczęście miał mózg. Wziął pikę i rzucił nią w czarny dym. Wilkołak rozpadał się na pół aż w końcu zniknął. Oboje z Parrishem westchnęliśmy głośno. 
- Wszyscy cali? - zapytał alfa. 
- Nie wszyscy! - krzyknął Theo, który stanął w tunelu, tocząc z ciała zabraną Joshowi elektryczność. 
Podeszłam do Kiry, wiedząc co Theo zamierza. 
- Tylko ty jesteś w stanie pokonać miliony woltów elektryki, która zagraża nam w tej chwili. - szepnęłam do dziewczyny. 
Kira zgodziła się ze mną, ruszając do walki. Theo cisnął w nią piorunem, ale ta tylko go przejęła, nie czując nawet odrobiny bolesnego rażenia. 
- Skórozmienni mają dla ciebie wiadomość. - powiedziała. - Siostra chce się z tobą spotkać. 
Stanęłam obok Kiry, obserwując całe zajście. Dziewczyna wbiła miecz w ziemię, otwierając wyrwę, z której wyłoniła się dość straszna postać. Pociągnęła Theo za nogi, chcąc go zabrać pod ziemię. 
- Scott pomóż mi! - krzyczał w bezradności. - Nie! Pomocy! Scott!
Raeken nie widząc dla siebie nadziei, złapał moją nogę, która była jedynym ratunkiem. 
- Vivian! - Liam zmarszczył brwi. - Scott trzeba jej pomóc! 
- Bez obaw. - powiedziałam, emitując ogień z nogi, którą trzymał, pozwalając mu się poparzyć.
Szybko mnie puścił, przez co zniknął pod ziemią razem z siostrą, której pozwolił umrzeć przez chciwość.
To nie ta historia, Raeken. Nie dam się zaciągnąć pod ziemię.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz