Niby się zrobiło spokojniej. Hayden się uzdrowiła, z Liamem nie było inaczej. Theo coraz bardziej zdobywał zaufanie Scotta, a ja? Ja ukrywałam mały, bolesny sekret. Moja rana się nie uleczyła. Nie leciała mi rtęć, nie czułam jakiegoś wielkiego zmęczenia ani nawet bólu. Nie wiedziałam o co mogło chodzić. Siedziałam na szkolnych schodach, gdy nagle usłyszałam karetkę. Chciałam pójść zobaczyć co się dzieje, ale przed twarzą wyskoczył mi Liam.
- Corey wypluł sporą ilość czarnej krwi i.. - na chwilę się zawiesił. - rtęci. Jedzie do szpitala.
Corey to jeden z eksperymentów. Został zaatakowany przez swojego chłopaka, tego skorpiona i wylądował w szpitalu, bo rzekomo Doktorzy go tam przynieśli. Udało się go uratować, ale coś chyba poszło nie tak, skoro wypluł rtęć.
- Będę następna. - zmarszczyłam brwi. - Przyjdą po mnie.
- Po nas wszystkich, musimy uciekać. - złapał moją rękę jak gdyby nigdy nic i kierował się w stronę wyjścia.
- Gdzie idziemy? - pytałam.
- Uciekamy z miasta.
- Co? - próbowałam zabrać rękę, ale miał mocny uścisk.
- Nie narażę cię na to samo, co teraz przeżywa Corey.
Byliśmy w połowie drogi do domu Liama i nie pamiętałam kiedy i jak się znaleźliśmy tak daleko. Naprawdę próbowałam zabrać od niego rękę, ale nie chciał słuchać. Nie, nie zostaliśmy parą po tych jakże niespodziewanych wydarzeniach, a tak się zachowywał.
- Liam, muszę ci coś powiedzieć. - szybko dotarliśmy do jego domu.
- Co się stało? - otworzył drzwi swoim kluczem, wiedząc, że nikogo nie ma.
- Moja rana się nie leczy. - wymamrotałam pod nosem, bojąc się reakcji.
- Vivian, zrozumialej. - puścił mnie w jego pokoju, biorąc torbę.
- Moja rana się nie leczy. - powtórzyłam, ale tym razem głośniej.
Chłopak spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Nie rozumiem.
Uniosłam koszulkę i odkleiłam plaster i ukazałam ranę, z której dalej sączyła się czarna krew.
- Vivian, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Bo..
Migotające światła natychmiast przerwały moją wypowiedź. Liam pociągnął mnie za koszulkę, cofając do tyłu za siebie. Słyszeliśmy, jak szli po schodach, standardowo spokojni. Stanęli w framudze drzwi, dokładnie nas obserwując. Liam chciał uciekać przez okno, ale tam już stał jeden z nich, więc zero szans na jakąkolwiek ucieczkę. Dunbar chciał zaatakować, ale zamiast tego dostał bardzo mocno, co spowodowało, że upadł na podłogę niedaleko, z ust tocząc krew.
- Vivian, uciekaj, błagam.
Byłam sparaliżowana i.. gotowa. Czułam, że śmierć z rąk Potwornych Doktorów miała być początkiem czegoś nowego, lepszego.
- Nawet nie próbujcie jej dotknąć! - zaryczał McCall co mnie zdziwiło.
Pokój Liama to nie najlepsze miejsce do walki, ale Scott jakoś nie bardzo się tym przejmował. Odciągał ode mnie Potwornych Doktorów jak tylko umiał plus Liam mu pomagał, więc wszyscy trzej byli zajęci. W końcu ich lider się zdenerwował i dwóm swoim towarzyszom kazał zająć się Liamem i Scottem, a sam powoli do mnie podchodził z ogromną strzykawką.
- Liam. - powiedziałam cicho, ale chłopak mnie nie usłyszał.
Cofałam się do tyłu, podczas gdy blondyn próbował do mnie dotrzeć. Uniemożliwiał mu to jeden z Doktorów.
- Nie! - krzyczał. - Zostaw ją! Vivian!
Niewiarygodnie duża igła została mi wbita w szyję i poczułam, jak przez mój organizm przechodzi niewyobrażalna ilość rtęci. Co było dziwne to fakt, że nie czułam się inaczej albo chociaż jakoś dziwnie. Potworni Doktorzy odeszli, więc Liam szybko do mnie podbiegł. Nawet Theo przyszedł.
- Wszystko w porządku. - zapewniłam. - Naprawdę.
- Dostała zastrzyk, a potem jej oczy zalały się rtęcią. - poinformował Liam Scotta.
- Może się uleczy. - Theo wyglądał na przejętego.
- A może nie. - Scott nie był optymistyczny.
- A jeśli coś dzieje się w jej wnętrzu? - Liam był przerażony.
- Spotkajmy się w klinice. - zaproponował McCall. - Zawieź ich. - skierował te słowa do Theo.
Zeszliśmy na dół przed dom Liama. Scott wsiadł na swój motor, a my wsiedliśmy do samochodu Raekena. Myślałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, póki nie poczułam ogromnego bólu. Sprawdziłam plaster i niestety moje przekonania się potwierdziły, z rany leciała mi rtęć. To było coś w rodzaju potwornego ucisku. Pierwsze o czym pomyślałam to sen. Podczas snu nic nigdy nie boli.
- Nie pozwól jej zasnąć. - Theo obserwował, co się ze mną dzieje w przednim lusterku.
- Vivian. - Liam mnie rozbudzał. - Vivian, nie zasypiaj, słyszysz?
- Jestem zmęczona. - zakleiłam ślamazarnie plaster.
- Wiem, ale nie możesz spać. - Liam się powoli irytował. - Jak jej pomożemy?
- Nie wiem. Wilcze ziele można wypalić, ale nie znam się na rtęci. Pewnie ją jeszcze przerobili.
- Wyzdrowieje?
- Nie jest taka jak my. - nawiązał do mojej rany, którą zdecydowanie zobaczył. - Przypomina bardziej tanią podróbkę. Vivian może nie być aż tak silna.
- Żeby się uzdrowić. - zrozumiał aluzję Liam.
- Nie jest wilkołakiem.
- A gdybym ją zmienił?
- Co? - zapytałam, słuchając rozmowy.
- Nie możesz. - wyprzedził Theo. - Jesteś betą.
- Ale Scott może.
Liam złapał mnie za rękę, każąc ją trzymać. W ten sposób miał mieć pewność, czy nie odpłynę i przyznam, to jak nie spanie przez tydzień.
CZYTASZ
Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]
FanficNasz świat dzieli się na dwa typy: Pierwszy - Świat ludzi, którzy żyją niczego nieświadomi. Drugi - Świat nadprzyrodzonych istot, które starają się przeżyć. Nie można żyć w dwóch światach. Jest się albo człowiekiem, albo potworem. Kontynuacja tej...