Rozdział 30.

1K 54 3
                                    

Skorzystałam z okazji i starałam się przycisnąć Johna do muru. Nie mówił całej prawdy i tylko idiota by tego nie zauważył.
- Może faktycznie trochę zmyśliłem. - przyznał chłopak. - Jednakże nie całość. - słusznie dodał.
- Więc powiedz mi prawdę.
- Żebyś mogła polecieć do swoich rodziców i zabłysnąć w ich oczach? A może masz inny plan? - próbował mnie przeszyć wzrokiem na wylot. - Jakiś mroczniejszy? Związany ze zwierzątkami?
Mój impulsywny instynkt wziął nade mną górę, przez co chwyciłam Johna za wyprasowaną koszulę i przyciągnęłam go do krat.
- Powiedz mi całą, calusieńką prawdę, a spróbuję nie wycisnąć z ciebie flaków.
- Witaj, Vivian. Tęskniłem za tobą. - zaśmiał się, nawiązując do mojej starej osobowości.
Puściłam jego, aktualnie pomiętą, koszulę i zmarszczyłam już zdenerwowana brwi.
- Gadaj.
- Ci starzy idioci bez przerwy mnie kontrolowali. Co robię, jak robię, gdzie robię, kiedy robię. I nagle musiała powstać ta lista, prawda? Musiała. Znalazł się na niej mój przyjaciel. Jedyny, dobry przyjaciel, którego zabili. - wycedził przez zęby. - Kiedy się o tym dowiedziałem, oni byli na kolejnych łowach. Dlatego też dosypałem im trutkę na szczury do herbaty. W sumie nazwa się zgadzała, a szczury zdechły. - wzruszył ramionami. - Zawsze ją pili, gdy łowy były udane. Cóż, już nigdy więcej tego nie zrobią. - uśmiechnął się ironicznie.
- Vivian, idziemy. - do pomieszczenia wszedł tata.
Odwróciłam się na pięcie i powolnym krokiem szłam w stronę taty.
- Bądź ostrożna, Vivian! - krzyknął za mną John. - Czasami twoi najbliżsi okazują się być najgorszymi wrogami! Strzeż swoich przyjaciół. - dodał cicho, lecz słyszalnie.
Ja nic więcej nie powiedziałam, a spojrzałam na tatę, który zaciskał szczękę.
- Nie słuchaj tych głupot, Vi. On sam pewnie jest istotą nadprzyrodzoną.
- Gdyby był to znalazłby się na liście. - przewróciłam oczami.
- Słuszna uwaga.
Wzrokiem powędrowałam w bok, gdzie znajdowało się biuro szeryfa Stilinskiego. Miał gościa, swojego syna. Brunet mnie zauważył, ale nie zdążył się przywitać, bo ja już wychodziłam z komisariatu. W samochodzie mama zadała mi dość nietypowe pytanie.
- Może zaprosisz do nas Lilianę? - uśmiechnęła się. - Dawno jej nie widzieliśmy.
I nie zobaczycie.
- Zapytam ją. - odpowiedziałam, choć i tak wiedziałam, jaka będzie jej reakcja.
- Świetnie. - mama klasnęła z radością w dłonie.
Materialiści.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz