Rozdział 39.

930 51 0
                                    

Nastała noc. Uzbierałam tyle informacji, ile tylko zdołałam. Wiedziałam, że Owen idealnie o dwudziestej drugiej pije kawę i kończy po 28 minutach, po czym idzie do łazienki ze względów fizjologicznych. Daje mi to 6 minut na włamanie się i wybranie przedmiotu, który mogę użyć do zatrucia go. Jeśli nie zdążę na czas, wszystko pójdzie w łeb, a ja sama będę musiała go jakoś uciszyć. Ubrałam się na czarno i wzięłam to co potrzebne. Wymknęłam się przez okno, bo niestety moi rodzice siedzieli w kuchni i rozmawiali. Starałam się chodzić ścieżkami, gdzie nie było kamer ani ludzi. Zajęło mi to dłużej niż chciałam, żeby zajęło. 
- Trzy minuty i wyjdzie z toalety. - powiedziałam po cichu, patrząc na zegarek. 
Wytrychem otworzyłam drzwi, które zamknął. Zostały mi 2 minuty 16 sekund. Muszę polepszyć swoje umiejętności we włamaniach. Po cichu zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni. Kubek po kawie pusty, owoców nie jadł. Spojrzałam w bok na miejsce jego pracy. Porozwalane papiery i w połowie zjedzone ciasto z cukierniczego. Bingo. Podeszłam do stołu i wstrzyknęłam do ciasta truciznę. 
- A więc jestem - patrzyłam jak strzykawka pustoszeje. - by cię zabić. 
Usłyszałam spuszczaną wodę w toalecie, więc musiałam szybko gdzieś się ukryć. To, że wybrałam długą firankę to już moja głupota.
AEZAKMI. - pomyślałam rozbawiona, przypominając sobie grę z dzieciństwa. 
Owen o dziwo mnie nie zauważył. Usiadł przy stole, dalej przeglądając papiery. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem. Z minuty na minutę coraz bardziej się niecierpliwiłam. W końcu zabrał się za ciasto. Jeden kęs, dwa, trzy, cztery. Przy piątym już upuścił widelec na talerz. Tracił oddech, nawet zaczął walić pięścią w klatkę piersiową. Nie uśmiechnęłam się, ale mimo to czułam satysfakcję. Gdy walnął mocno głową o stół, wyszłam z ukrycia. Na dworze zaczęło padać, jakby miało to oznaczać, że zrobiłam coś złego. Bo zrobiłam, ale jednocześnie jest to słuszne. Patrzyłam na ciało Owena i bez zamiaru sprzątania czegokolwiek, postanowiłam wyjść. Usłyszałam, że ktoś wchodzi po małych schodkach, które kierują do drzwi mężczyzny. Wyjęłam nóż i zaczęłam powoli otwierać drzwi. W końcu je otworzyłam, celując w osobę z zamiarem wizyty. Co było zabawne, to nie była wizyta do Owena. Liliana zaczęła podnosić głowę z drewnianych belek prosto na mnie. Miała zmoczoną piżamę i wydawała się nie kontaktować. Gdy utknęła wzrokiem w moich oczach, krzyknęła.
Banshee przemówiła.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz