Trwała rejestracja seniorów i czekałam na swoją kolej. Miałam wejść zaraz po Masonie, dlatego miałam chwilę na myślenie o niczym. W końcu drzwi się otwarły, a z nich wyszedł czarnoskóry chłopak. Widząc mnie, zatrzymał mnie na moment.
- Uważaj na nią. Zadaje dziwne pytania.
Zmarszczyłam brwi, ale pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Panna Griffin. - ucieszyła się, przeglądając moje papiery. - Idealnie. Dobrze to przemyślałaś.
Zasiadłam na krześle, patrząc jej w oczy.
- Myślę dużo o wielu rzeczach.
- Ale wcześniej nie dzieliłaś się ze mną swoimi przemyśleniami. - spojrzała na mnie z uśmiechem, lecz w oczach miała pretensje.
- A powinnam?
- Jestem tutaj dla was. Wiem, że jestem tu od niedawna, ale uczniowie z tej szkoły doświadczyli rzeczy, których nie można łatwo wytłumaczyć.
- Okej? - uniosłam brew.
- Zanim cokolwiek sobie o mnie pomyślisz, wiedz, że znałam twoich rodziców. - na twarzy utrzymywała sztuczny uśmiech. - Bardzo mi przykro z powodu twojej straty, musisz odczuwać mocny ból po ich stracie.
- Owszem.
- Co najbardziej czujesz odkąd straciłaś całą rodzinę?
- Głównie gniew. Może też pretensje.
- Do siebie?
- Do całego świata. - uniosłam wzrok, który zleciał mi na bryzy papieru. - Czuję się jak w klatce, choćby mnie przywiązano.
- Od czego to uczucie się zaczęło? - oparła się rękami o biurko.
- Chyba od momentu polowań. Niby znała pani moich rodziców, więc wie pani, na co najbardziej polowali.
- Oczywiście, że wiem. - pokiwała głową. - A wiesz dlaczego?
- Chyba już nie wiem o nich nic.
Kobieta wzięła głęboki oddech, jakby miała mi zaraz powiedzieć coś bolesnego. Zmarszczyłam lekko brwi i nie ukryłam niezadowolenia na twarzy.
- Twoja mama była czymś więcej niż tylko człowiekiem.
Zatkało mnie. Wewnątrz mnie czułam walkę między racjonalnością a idiotyzmem. Patrzyłam na czarnoskórą, jakby mi wyrwała serce z piersi i postawiła przed sobą, żebym mogła sobie popatrzeć.
- Proszę? - dałam jej szansę na zmianę zdania.
- Skoro już o sobie wiemy - uśmiechnęła się. - twoja mama była wendigo.
Nic się nie trzymało kupy. Kompletnie nic. Pamiętam pamiętnik Scarlett, który mówił, że Florence zabił wendigo, a podczas rozmowy, Florence powiedziała, że to ja ją zabiłam. Któraś z nich mnie okłamała. Ale dlaczego? Jaki niby był w tym cel?
- To nie ma sensu. - zaśmiałam się nerwowo, nie będąc w stanie połączyć faktów.
- Vivian, na początek postaraj się uspokoić. - Monroe wydawała się być przyjazna. - Wiem, że to wielki szok. Całe życie w kłamstwie. Moim zadaniem jest pokazać ci prawdę.
Pokiwałam głową, opanowując oddech. Nie wiem co mnie skłoniło do zaufania jej, ale coś jednak to zrobiło. Skoro i tak tu siedziałam to mogłam chociaż jej wysłuchać. Jeśli nie spodoba mi się jej gadka, zawsze mogę wyjść.
- Niech pani mówi.
- Jesteś silna, zniesiesz wszystko. - poczuła zadowolenie z mojej współpracy. - Zacznę od twojej mamy, bo ona spowodowała wariactwo twojego taty. Urodziła się wendigo, więc nie mogła uciec od swojego przeznaczenia. Zanim całkowicie opanowała swoje niepohamowania, zabiła sporo osób, zawsze tłumacząc się ogromnym głodem. Gdy poznała twojego tatę, Logana, powiedziała mu wszystko, łącznie z pochodzeniem. Jak się domyślasz, Logan nie zwiał, a został przy twojej mamie. Po ich ślubie urodziła się pierwsza córka, Florence. Nawet sobie nie wyobrażasz ich szczęścia. Nie byli tacy, jak po twoim urodzeniu. Zapewniam cię, że byli wspaniałymi ludźmi. Florence była normalna, nie odziedziczyła genów twojej mamy. Właśnie dlatego Judith powoli traciła zmysły, nie miała nikogo, z kim się mogła podzielić swoimi pełnymi żądzy mordu myślami. Logan wielokrotnie zamykał ją w piwnicy, bo inaczej pozabijałaby wszystkich. Z czasem sam wariował, a gdy Judith się polepszyło, dla niego było za późno. Uznał, że jeśli każde nadnaturalne stworzenie wygląda w ten sposób to zacznie na nie polować, a ona, jako wspierająca żona, nie miała nic przeciwko. Chcieli oczyścić świat z zarazy. Resztę pewnie już wiesz o Scarlett i Florence.
- To nie stało się z czasem. - zmarszczyłam brwi. - Oni po prostu byli wariatami. Należało ich zamknąć w Eichen House, a nie pozostawiać na wolności.
- Być może, ale wiesz co? W pewnym sensie mieli rację. Stworzenia nadnaturalne są niebezpieczne.
- Ale..
- Nieważne czy to twoi rodzice, czy przyjaciele. - nie zamierzała mi pozwolić dojść do słowa. - Powodują strach i zagrażają ludzkim życiom. Vivian - złapała mnie za rękę. - twoim przeznaczeniem jest polować. Wspólnie będziemy silne, ale z większą armią. - pokręciła głową w uśmiechu. - Oczyścimy Beacon Hills.
Zamrugałam kilkakrotnie.
- Może ma pani rację.
CZYTASZ
Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]
FanfictionNasz świat dzieli się na dwa typy: Pierwszy - Świat ludzi, którzy żyją niczego nieświadomi. Drugi - Świat nadprzyrodzonych istot, które starają się przeżyć. Nie można żyć w dwóch światach. Jest się albo człowiekiem, albo potworem. Kontynuacja tej...