Rozdział 51, II.

804 47 3
                                    

Dotarliśmy do nowej kryjówki Doktorów. Liam czuł jego zapach, a ja otrzymywałam impulsy od czegoś niewyobrażalnie złego. Tak jakby w pomieszczeniu znalazło się ze dwustu Theo. Zeszliśmy na dół do kryjówki i zobaczyliśmy Masona przykutego do osoby w inkubatorze. Wbili mu ogromną igłę w kark, bo stamtąd tego tak łatwo nie wyciągniemy i Doktorzy mieli o tym szerokie pojęcie.
- Jest podłączony do niego. - zauważył Scott.
- Liam - odezwał się Mason. - czuję to. Czuję to wewnątrz czaszki. - mówił obolały.
- Nie ruszaj się. - Liam zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Ostrożnie. - wtrącił Scott, widząc, że Mason poruszał wielką igłą, co mogło tylko pogorszyć sprawę.
- Co oni mu robią? - Liam zapytał Theo.
- Nie wiem.
- Skupcie się. - powiedziałam. - Mason, wyciągniemy cię stąd. - zapewniałam.
- Jesteś Feniksem, nie? - Raeken skierował się do mnie. - Nie możesz go po prostu uzdrowić czy coś?
- Nawet nie wiesz jak ciężko pracuję, by utrzymać Feniksa w spokoju. On rozszarpie Masona, a ja razem z nim, bo jesteśmy połączeni. - wysyczałam oschle przez zęby. - Ptaszek niestety odpada.
Scott próbował wyciągnąć igłę z karku Masona, ale ból był tak kosmiczny, że nawet ledwo ruszył sprzęt, a czarnoskóry nie umiał wytrzymać.
Usłyszałam znajome dźwięki za plecami i szybko się odwróciłam, widząc jednego z Doktorów, obserwującego nas.
- Chcieli nas tutaj. - Theo zorientował się, co planowali.
Spojrzałam na ich drugiego z nich, który stał z boku i przyglądał się sytuacji.
- Liam, Vivian, spróbujcie wyciągnąć to z szyi Masona. - Scott zasłonił mnie przed Doktorem.
Pokiwałam głową, kucając przy Masonie. Spojrzałam Liamowi w oczy, by mieć pewność, że możemy działać, podczas gdy tamta dwójka miała zająć się zagrażającymi nam Doktorami.
- Theo. - usłyszałam robotyczny głos, nadchodzący do nas. - Theo Raeken. - to był zdecydowanie ich przywódca.
- On idzie z nami. - powiedział pewnie chłopak przyzywany przez przywódcę Potwornych Doktorów.
- Porażka. Theo Raeken.
- Nie jestem porażką. - sprzeciwiał się.
Przyglądałam się sytuacji, póki nie poczułam ciągnącej mnie w dół ręki. Mason złapał mnie i Liama, chcąc coś przekazać.
- Liam, Vivian - nawet na nas nie spojrzał. - Wynoście się stąd. Po prostu idźcie. - mówił obolały.
- Niekompletna porażka. Nauczyliśmy się czegoś od ciebie. Znak prawdziwej porażki. Powtarzanie w kółko tych samych błędów.
- Bierzemy Masona. - powiedział Theo, nie mogąc już ze złości wytrzymać. - Potem wezmę, co moje. - przemienił twarz, pokazując jak bardzo go przywódca Doktorów poirytował. - Daj mu odejść. - wskazał głową na ledwo przytomnego Masona.
- Ta samolubność i narcyzm są typowe dla twojego pokolenia. W tym jesteś całkowitym sukcesem.
Odwróciłam głowę od próbujących wyzwać siebie nawzajem stworzeń nie z tego świata i złapałam za igłę, która przeszywała Masonowi czaszkę. Pociągnęłam lekko do góry, a chłopak zaczął krzyczeć, błagając tym samym o litość.
- Scott, tego się chyba nie da wyciągnąć. - zwróciłam na siebie uwagę alfy. - Nie wiem co robić.
Scott przykucnął przy czarnoskórym, szukając rozwiązania. Ponownie pokierowałam wzrok na droczącą się dwójkę.
- Ale twoja porażka nauczyła nas jednego. Banalności zła. - kontynuował Doktor. - Ty zawsze byłeś i będziesz zwyczajnie zły.
- Myślisz, że jestem zwyczajny? - zapytał gniewnie Theo.
- Wierzyliśmy, że aby wskrzesić idealnego zabójcę, musieliśmy zacząć od doskonałego zła. Od ciebie dowiedzieliśmy się, że prawdziwe zło pochodzi tylko od zniszczenia czegoś prawdziwie dobrego.
- Nie czegoś. - zmarszczyłam brwi, patrząc na znieruchomiałego przyjaciela. - Kogoś.
Theo zaczął walczyć z jednym z Doktorów, co wydawało się zabawne. Liam zrobił to samo, chcąc kupić czas. Chciałam zareagować, ale do walki również ruszył Scott.
- Mason, naprawdę cię przepraszam. - panikowałam. - Nie wiem co robić i od czego zacząć.
- Po prostu mi to wyjmij. - rozkazał. - Nieważne jak będzie boleć, rozumiesz? Użyj do tego Feniksa.
Westchnęłam przerażona, ale pokiwałam głową, chcąc ratować sytuację. Chwyciłam za igłę, pozwalając Feniksowi się uwolnić. Poczułam narastający przypływ siły. Ręce mocno ścisnęłam wokół przeszkadzającej rzeczy i wyciągałam ją, nie martwiąc się o ból Masona. Czułam każdą emocję, która nie należała do mnie, przez co zacisnęłam zęby. Feniks wiedział, że w nastolatku kryje się bestia, ale jego samego nie chciała krzywdzić. W końcu wyciągnęłam przedmiot, waląc nim w inkubator, ale nie pozwalając mu pęknąć.
- Przemiana.
Feniks mnie oszukał. Wiedział, że po wyciągnięciu kabla wyłoni bestię. Zostałam wykiwana przez własną chimerę.
- Przemiana bez częstotliwości.
Musiałam stoczyć walkę, dlatego cofnęłam się o dwa kroki do tyłu, nie pozwalając przekroczyć wyznaczonej odległości towarzyszom.
- Mason! - krzyknął Liam.
- To nie jest jego imię. - powiedziałam niekontrolowanie nie swoim głosem.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz