Rozdział 36, III.

482 25 0
                                    

Przeszukiwałam z nudów biurka zaginionych policjantów. Nie bardzo rozumiałam po co marnowaliśmy czas na posterunku, ale jak mus to mus.
- Vivian, nie ruszaj niczego. - zwrócił mi uwagę szeryf poddenerwowany rozmową z Liamem.
- Nie mówię, że ma pan go polubić. - kontynuował nastolatek. - Ale że może nam pomóc.

- Liam, rozważę proszenie Theo o pomoc, gdy nie będę miał posterunku pełnego policjantów gotowych mnie wesprzeć.

Uniosłam wzrok na Liama i mężczyznę obok niego, wskazując rękami na opustoszały komisariat. Chyba nie musiałam nic dodawać. Jakim cudem nie zauważył tego wcześniej? No cóż, nie każdy ma cudowny wzrok. Rozejrzał się, a na jego twarzy można było dostrzec zmartwienie. Nie chciał jednak odpuścić i podszedł do policyjnego radia, nadające na wszystkie jednostki.

- Dostępne jednostki, tu szeryf Stilinski. Odbiór.

Zero odpowiedzi z drugiej strony, bo przecież nikogo poza nami nie było. Z małym cieniem uśmiechu uniosłam wzrok na Liama. On również zerknął na mnie, wsłuchując się w słowa pana Stilinskiego.

- Powtarzam, wszystkie jednostki, tu szeryf Stilinski. Podajcie swoje położenie.

- Są na stacji. - szepnęłam.

- Jednostki...
- Wszyscy zniknęli. - przerwałam mu, starając się nie brzmieć jak burzliwa nastolatka z okresem.

Mężczyzna spojrzał na mnie coraz bardziej zaniepokojony. Nie był w stanie pojąć jak do tego doszło, a ja najchętniej bym mu powiedziała jak, tylko że równałoby się to ze zranieniem jego serca. Ja na szczęście nie byłam na tyle potworna, by ranić staruszka.

- To niemożliwe. - powiedział przyciszonym głosem. - Nie mogli zabrać wszystkich. - wstał z podłogi, na której klękał.

Faktycznie z każdym przeanalizowaniem sytuacji wydawało się to być głupie. Bez wyjścia, jakbyśmy wszyscy byli na to skazani. Zastanawiało mnie jednak, czemu Jeźdźcy utknęli akurat w Beacon Hills i co miało na to wpływ?

- Nie zabrali. - usłyszeliśmy głos Theo.

Spojrzeliśmy w jego stronę, a ten opierając się o kraty, wpatrywał się w nas. Podeszliśmy do niego w ciszy. Jak ja pragnęłam, by dostał kulkę w głowę.

- Proszę, niech pan powie, że ma ze sobą kartę. - powiedział znudzony siedzeniem w celi.

- Mam też ze sobą broń. - odpowiedział wrednie szeryf.

- Jest i pańskie poczucie humoru. Fantastycznie. - Theo uśmiechnął się z poirytowaniem. - Jeśli tylko my zostaliśmy, potrzebujemy siebie nawzajem. Musicie mnie wypuścić.

- Musimy ci zaufać. - poprawił go Liam.

- Zacznij myśleć realistycznie. Zaufanie nie jest teraz ważne. My przeciwko nim. Musi być nas więcej, biorąc pod uwagę, ilu ich jest.

- Nie chcę przyznawać mu racji, ale ma rację. - spojrzałam na towarzystwo.

Liam uniósł brwi, patrząc mi w oczy. No co? Powiedziałam, że nie chcę, ale musiałam. Widać różnicę, prawda? .. Czy nie?

- Jeśli cię wypuszczę - pan Stilinski podjął się bawienie w samca alfę. - i zobaczę zachowanie, które mnie zaniepokoi, wpakuję ci tyle kulek w głowę, że sam Bóg cię nie pozna.

Theo przybliżył twarz do krat, by zaznaczyć swoją odwagę. Uśmiechnął się złośliwie, mając nadzieję na wpienienie mężczyznę.

- Jestem ateistą. Proszę strzelać.

Szeryf wyciągnął kartę, by następnie móc ją przekręcić w palcach. Gdy miał ją przełożyć w czytniku, nagle się cofnął. Przyznałam mu punkt za jeszcze większą złośliwość.

- Musimy pan podejść bliżej. Proszę przesunąć kartę wzdłuż czytnika. - uśmiechnął się nerwowo. - W górę i w dół, da pan radę. - brunet spojrzał na mnie. - Vivian?

Obdarowałam go wzrokiem i sama zastanawiałam się, jak bardzo zdesperowani jesteśmy, że go niby potrzebowaliśmy.

- Potrzebujemy go. - dołożył Liam, przekonując mnie, że nasza desperacja dosięgła zenitu.

Theo próbował wyrwać kartę, ale szeryf był szybszy i cofnął rękę. Reaken się wkurzył i walnął kraty. Stilinski spojrzał na niego, przez co wyglądał, jakby czytał z chłopaka jak z książki.

- Powiedz mi coś. - zaczął poważnie.

- Co? Co mam powiedzieć?

- Opowiedz mi o moim synu.

Chciałam mu odpowiedzieć, jednak ten uciszył mnie ręką. Wiedział doskonale, że pamiętałam wszystko, łącznie ze Stilesem.

- Nie od ciebie chcę to usłyszeć, Vivian. - nawet nie uraczył mnie wzrokiem. - Tylko od niego. - przerwał na chwilę. - Powiedz mi jedną rzecz, jaką pamiętasz o Stilesie. Tylko jedną.

- Wypuści mnie pan, a powiem, co tylko pan zechce. - Theo próbował negocjować.

W uszach odbił mi się ten okropny pisk koni. Spojrzałam na Liama, a ten na mnie, co tylko mnie przekonało, że nie mam omamów słuchowych.

- Szeryfie, nadchodzą. - próbowałam podrzucić im pomysł, taki drobny, by się ruszyli.

- Jedną rzecz. Tylko jedną!

Mężczyzna widząc, że chłopak nie chciał uczestniczyć w negocjacjach cofnął się do tyłu z zamiarem odejścia.

- Był mądry! - krzyknął Raeken, przez co pan Stilinski się zatrzymał. - Dość mądry, żeby mi nie ufać. - powiedział już nieco spokojniej.

Szeryf przesunął kartkę wzdłuż czytnika, uwalniając Theo. Wielka szkoda, zabawnie było na niego patrzeć. Całą czwórką wyszliśmy z jednego pomieszczenia, wchodząc do drugiego. Burza rozbrzmiała, a ja ponownie usłyszałam konie.

- Już tu są. - wyprzedził mnie Liam.

- Jak blisko? - szeryf spojrzał na nas.

- Zbyt blisko. - dodałam od siebie.

- Ilu?

- Ja usłyszałam dwa. - zerknęłam na Dunbara.

- Może więcej. - zgadywał.

- Jest ich chyba pięciu. - Theo nasłuchiwał.

- Nasza czwórka i ich pięciu. - przeładował broń. - Gotowi?

Czy tylko ja widziałam po raz pierwszy szeryfa Stilinskiego aż tak zdeterminowanego do walki? Wcześniej to by nas najchętniej zatłukł za chęć bojowania z potworami o dziwnych gębach.

- Żartuje pan? - Raeken go zatrzymał. - My przeciwko Jeźdźcom?

- Damy radę. - zagrzewał nas Liam.

- Pięciu Jeźdźcom? - ciągle protestował.

- W czwórkę. Tak. - dodał szeryf.

Westchnęłam cicho, ale dałam się przekonać. Szeryf otworzył drzwi, za którym kryli się Jeźdźcy i oczy prawie mi z orbit wyszły. Cała masa Jeźdźców. Pierwszy z nich, który stał na początku wycelował do szeryfa i strzelił, zmuszając go do zniknięcia w zielonym dymie. Liam szybko pociągnął mnie w tył, chroniąc przed pociskami.

- Zabij ich.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na towarzyszy myśląc, że to z ich ust wyszła ta prosta aczkolwiek dziwna prośba.

- Vivian, spokojnie. Nie możemy działać zbyt pochopnie.

Spojrzałam niezrozumiale na Liama i wtedy dostrzegłam małe błyskawice ognia, przechodzące przez moją dłoń. Natychmiast się ogarnęłam, wiedząc już do kogo należał głos. Feniks o dziwo zmieniał barwę głosu, jakby się bawił dopiero co nabytym megafonem dla dzieci. Liam pociągnął Theo w naszą stronę, by nie narażać go na zniknięcie, co było dość ekstremalnym wyczynem, bo ja bym go zostawiła.
- Teraz już tylko trójka. - powiedział ironicznie Theo.
Nie było czasu na przewracanie oczami ani na całkiem przypadkowe wypchnięcie Theo do Jeźdźców, dlatego uciekliśmy tylnymi drzwiami.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz