Theo dojechał do kliniki. Scott uznał, że jeszcze chwilę zostanie na dworze, bo musi porozmawiać ze Stilesem. Rozpadało się i to mocno. Z jakiegoś powodu nie oczekiwałam, że mnie uratują, a nawet wolałam umrzeć. Nie dlatego, że życie jest okrutne i mam dość, ale po prostu to? To był koniec początku. Zabawa miała się zacząć dopiero po nowym odrodzeniu.
- Vivian, wytrzymaj. - prosił Theo. - Walcz z tym.
Ale to tak bardzo boli. Wolę żeby zniknęło. Liam tulił mnie do swojej klatki piersiowej, pozwalając słuchać bicia jego serca. W końcu do pomieszczenia zagościł Scott. Podszedł bliżej, obserwując jak się ma sytuacja.
- Prawdopodobnie została zatruta rtęcią. - poinformował go Theo.
- Scott błagam, uratuj ją. - Liam rozpaczał. - Przeżyje, jeśli stanie się wilkołakiem. Musisz ją ugryźć.
Ale ja nie chciałam zostać wilkołakiem. Scott zresztą też tego nie chciał, a zdradzała go jego własna mina.
- Nie.
Liama górę przejął gniew.
- Co masz na myśli mówiąc nie? - Liam oddał mnie w ręce Theo i podszedł do swojego alfy.
- Liam, ona jest zbyt słaba. Ugryzienie ją zabije. Nie wiemy jak działa na nią rtęć ani czy chodzi właśnie o tę substancję. Musi istnieć inny sposób.
Zgadzam się.
- Mnie uratował. - upierał się.
- To inny przypadek. Ty zwisałeś nad przepaścią.
- Powiedziałeś, że musimy ratować niewinnych i bezbronnych ludzi. - Liam coraz bardziej się unosił.
Spojrzałam na Theo, który po raz któryś postanowił się mną zaopiekować.
- Zakończ to. - szepnęłam do niego, podczas gdy tamci mieli małą kłótnię.
- Co? - zmarszczył brwi. - O czym ty mówisz?
- Za tobą na półce leży środek nasenny, stosuje się go do uśpienia już nieuleczalnych zwierząt. - patrzyłam na niego błagalnie. - Wyświadcz mi ostatnią przysługę, Theo. Proszę.
- To złamie Liamowi serce.
- Serce to mięsień, nie da się go złamać. Theo, nie proszę jako zwierzę, proszę jako człowiek.
Brunet ewidentnie miał ze sobą małą sprzeczkę. Marszczył mocno brwi, patrząc mi w oczy. Ostatecznie pokręcił głową na boki, nie zgadzając się na prośbę.
- Zadzwonię po moją mamę, może ona coś wymyśli. - zaproponował Scott.
A można to było załatwić w inny sposób. Obserwowałam jak Scott dzwoni po mamę, za oknem robi się jaśniej, a Liam obchodzi się ze mną jak z dzieckiem.
- Wszystko będzie w porządku. - uśmiechnął się, wiedząc, że była to absolutna nieprawda.
- Połóżmy ją na stole.
Liam pokiwał głową, biorąc mnie na ręce i usadzając na metalowym łożu. Ach, wspomnienia. Robiło się coraz jaśniej i dopiero gdy słońce wdarło się do środka kliniki, mama Scotta przyjechała.
- Co to? - zapytał Liam, patrząc jak pani McCall wyciąga kroplówkę.
- Terapia chelatacyjna. - przygotowywała swoje rzeczy. - Usuwa metale ciężkie z krwi. Niestety obciąża nerki, a organizm Vivian jest za słaby. - do żyły wbijała mi niezbędny wenflon, co mnie zabolało i musiałam wydać z siebie pomruk niezadowolenia.
- Ranisz ją! - Liam złapał mamę Scotta mocno za rękę, powstrzymując jej ruchy.
- A ty ranisz mnie.
- Przepraszam. - opanował się.
- Pamiętajmy, że nie przyszliśmy się tu pozabijać. - Theo patrzył przez krótką chwilę na Liama, a później na mnie, nawiązując do prośby, o którą go poprosiłam.
- Jest pełnia. - Scott tłumaczył zachowanie bety. - Odczuwamy ją nawet w ciągu dnia.
- Mamy superksiężyc¹.
- To znaczy, że jesteście silniejsi? - pani McCall kontynuowała swoje czynności. - Agresywniejsi? - zawiesiła kroplówkę nieopodal mnie.
- Tak.Superksiężyc¹ - potoczna i astrologiczna nazwa Księżyca w pełni, znajdującego w syzygijnym perygeum swojej orbity. Księżyc osiąga wówczas najmniejszą odległość od Ziemi.
CZYTASZ
Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]
FanficNasz świat dzieli się na dwa typy: Pierwszy - Świat ludzi, którzy żyją niczego nieświadomi. Drugi - Świat nadprzyrodzonych istot, które starają się przeżyć. Nie można żyć w dwóch światach. Jest się albo człowiekiem, albo potworem. Kontynuacja tej...