Rozdział 44, III.

415 20 0
                                    

Szłam wzdłuż torów do lasu, gdzie miałam nadzieję spotkać Scotta i Stilesa. Niestety napotkałam Douglasa, który do mnie wystrzelił. Jak nietuzinkowym okazał się być fakt, że zamiast na stacji wylądowałam w szkole. Szkoda tylko, że odbiłam się od ściany, dostając w głowę. Syknęłam z lekkiego bólu, ale ogarnęłam się czym prędzej. Wyszłam z sali biologicznej i ponownie oberwałam, zderzając się z dwójką przyjaciół.
- Hej. - pomachałam im. - Też oberwaliście kulą i znaleźliście się w szkole?
- Tak. - odpowiedział Scott. - Wszystko z wami w porządku?
- Chyba tak. Wreszcie zobaczyłem szatnię dziewczyn. - na słowa Stilinskiego przewróciłam oczami. - Niczym się nie różni. Zawiodłem się.
- Co się właśnie stało? - Scott ruszył naprzód, więc my razem z nim.
- Myślę, że światy nakładają się na siebie. - tak tylko przypuszczałam.
Przyspieszyliśmy nieco kroku, wiedząc że tory prowadzące w stronę lasu były punktem, którego szukaliśmy.
- Znaleźliście dźwignię? - zapytałam.
- Tak. Tylko zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, dorwał nas ten typek z zielonymi oczami.
Douglas. Dlatego pewnie mnie postrzelił, bo szłam w dobrym kierunku, żeby zastopować jego niecny plan.
- Uwaga pasażerowie. - odezwał się głos z głośników. - Pociąg przyjedzie za jedenaście minut.
Czas uciekał, a my naprawdę nie umieliśmy kontrolować czasu. Wybiegliśmy ze szkoły, ale o dziwo zabrał nas ten zielony, cholerny portal, który mnie gdzieś wyrzucił. Upadłam na podłogę, powoli otwierając oczy. Szybko wstałam, co poskutkowało małym zawrotem głowy, ale zignorowałam to. Znalazłam się tym razem w sali chemicznej. Coraz bardziej nie rozumiałam, jak to działa. Wyszłam z klasy chemicznej i szłam ponownie korytarzem, tylko że tym razem sama. Nie wiedziałam gdzie jest Scott czy Stiles. Moje obawy wzrastały, a jeszcze dowalić mi mieli Jeźdźcy, którzy znikąd się pojawili. Strzelali do mnie z broni, a ja starałam się jej unikać, jak tylko mogłam. Gdy miałam zaatakować, Jeźdźca za mną trafił mnie kulą, co spowodowało, że zielony dym wyrzucił mnie na szafki w męskiej szatni. Po raz trzeci wstałam obolała.
- Niech to szlaag. - marudziłam.
Miałam wyjść z pomieszczenia, ale za drzwiami stał kolejny zielony ogórek. Wywaliłam mu broń z ręki i na początku się z nim siłowałam, ale złość wzięła nade mną górę i spaliłam gnojka na popiół. Otrzepałam się i wyszłam na korytarz. Szłam ponownie do wyjścia, mając nadzieję, że nic się nie stanie i nie dostanę pociskiem w żebra.
- Vivian!
Spojrzałam w prawą stronę na drzwi.
- Vivian, to ty?
- Mama? - kierowałam kroki w stronę głosu.
Nie czułam obaw, przerażenia czy złości. Byłam ciekawa i zdesperowana jednocześnie.
- Vivian.
Mama wyłoniła się zza drzwi, które kierowały również do szkolnej biblioteki, by móc spojrzeć mi w oczy.
- Wiem przez co przeszłaś. - uśmiechnęła się radośnie. - Wiem, jak bardzo kochasz Scarlett. - zmarszczyłam brwi, idąc w jej stronę. Burza zabłysnęła, a jej twarz się zmieniła. - Ale ja kocham ją bardziej. Mimo Dzikiego Łowu jakoś wślizgnęłaś się z powrotem do jej pamięci.
- To moja specjalność.
- Vivian.
Odwróciłam automatycznie głowę, słysząc swoje imię. Ja już rozum poskradałam.
- Liliana? J..Jak to m.. - nic nie rozumiałam. - Co się dzieje?
- Jestem tu na czas Dzikiego Łowu. - uśmiechnęła się. - Vivian, to nie jest twoja matka. To coś powstało przez ból Scarlett. Została przywrócona dzięki mnie. Jeśli Scarlett pamięta ciebie, nie wierzy w nią. - stanęła obok mnie.
- Dlatego musisz odejść.
''Mama'' wystartowała na mnie. Liliana chciała ją powstrzymać, ale kobieta chwyciła ją za gardło i zaczęła dusić. Wyrwałam ręce tego czegoś od swojej przyjaciółki, ale mnie się oberwało.
- Nie traktuje się matki w ten sposób. - zaczęła mnie podduszać.
- Nie jesteś moją matką. - zakpiłam, tracąc powietrze.
Przygwoździła mnie do ściany, mając coraz mocniejszy uścisk w ręce. Nie umiałam walczyć, widząc w niej swoją kiedyś kochającą mamę.
- Wierzy we mnie. Tak trudno zabić marzenia. - śmiała się ze mnie.
- Ale się da.
Poczułam radość, słysząc Scarlett, która gdzieś zniknęła po pożarze.
- Scarlett, twoje kule mnie nie zranią.
Ej, bo tak trochę se tu umieram. Pospieszcie się.
- Strzel jeszcze raz. - Liliana stanęła obok mojej siostry.
Liliana wydała z siebie okrzyk, kierując rękami dźwięk na moją niby matkę. Scarlett wystrzeliła kulę, która wraz z śmiertelnym krzykiem poleciała na stworzenie, usiłujące mnie zabić. Udało im się, dlatego nabrałam jak najwięcej powietrza do płuc.
- To jeszcze nie koniec. - Liliana poprawiła włosy. - Musicie iść pomóc powstrzymać pociąg.
Spojrzałam na siostrę i oboje pokiwałyśmy głowami.
- Będziesz tam z nami? - zapytałam, bojąc się stracić ją po raz drugi.
- Vi. - uśmiechnęła się ciepło. - Zawsze jestem przy tobie.
Cofnęła się w tył, znikając w zielonym dymie.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz