Rozdział 53, II.

779 41 1
                                    

Niestety okoliczności zmusiły mnie i Ogara do rozdzielenia się, co spowodowało, że musiałam wrócić do człowieczej formy, bo znajdowałam się w miejscu publicznym. Jako ja nie miałam możliwości znalezienia bestii, dlatego musiałam szukać w oczywistych miejscach, co było zadziwiająco trudne. Tutaj nawet umiejętności łowieckie nie pomogą, chyba że zapoznam się z historią tak zwanego Sebastiana i dowiem, czego szuka. Tak też zrobiłam, szybko biegnąc do biblioteki. Mi niestety Lydia nie opowiedziała, co sprowadza bestię z Gévaudan, więc teraz musiałam działać na własną rękę. Pech chciał, że również zgubiłam telefon. No, prawie zgubiłam, bo się stopił w mojej kieszeni, gdy biegłam za bestią. 
Weszłam do najbliższej biblioteki i wstąpiłam na dział mitologii. Znalezienie odpowiedniej książki nie zajęło mi długo, ale przeczytanie tego już tak. 
Tik tak. - mówiłam sobie w głowie z każdym przeczytanym słowem.
- Szuka piki. - powiedziałam na głos, przy fragmencie z jego śmiercią.
Jedyna rzecz, której się naprawdę boi. Gdzie teraz może być ukryta? Kto może ją mieć? Gdybym to była ja, nie chowałabym jej, a trzymała ze sobą pod postacią, na którą nikt by nie wpadł.
Przywódca Potwornych Doktorów. 
Jasna oczywistość. Jednakże utracił on ją, bo nie przypominałam sobie, żeby po ataku bestii ją trzymał. A któż mógłby mieć taką broń, jak nie Argentowie? Gdybym była bestią, nie wiedzącą, jak działa aktualny świat z nową technologią, gdzie bym poszła, chcąc kogoś znaleźć? Ta, posterunek policji. Odłożyłam książkę i wyszłam z biblioteki, kierując się na komisariat, gdzie w niebezpieczeństwie mogło się znajdować parę osób, w tym szeryf Stilinski. Jeśli Sebastian Valet również wiedział co robić, to byłam już spóźniona. 
Zaniepokojona weszłam na komisariat, rozglądając się. Wszystko wyglądało normalnie, jednak szybko zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam szeryfa Stilinskiego czołgającego się do broni i Lydię, stojącą niczym słup soli. Zbliżał się do niej powoli Sebastian i właśnie przez to Feniks zwariował.
- Jak śmiesz okazywać brak szacunku do banshee?! - zapytał, pozbawiając mnie kontroli.
Zdeterminowany Feniks stanął przed mężczyzną, z ognia formując kształt ptaka, nie pozwalając Sebastianowi dotknąć Lydii. Z powodu ogromnej emitowanej ilości ognia, mężczyzna został odepchnięty na ścianę. 
- Vivian. - patrzył w oczy Feniksa. - Twoje naczynie ma na imię Vivian. Zawsze ratujesz inne życia, a pozwalasz umrzeć temu, które ciebie podtrzymuje? Pamiętaj, Feniksie, że ludzkie ciało zawsze ma słabości. 
Sebastian wbił niespodziewanie pazury w moje gardło, czego nie poczułam. Ogień powoli zanikał i stąd wiedziałam, że Feniks zostawił mnie, wykrwawiającą się na śmierć. 

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz