Rozdział 28.

1.3K 74 7
                                    

Wyjęłam broń, która cały czas była schowana w pasku moich spodni i wycelowałam w Lilianę. Jej mina gwałtownie się zmieniła. Była... wystraszona.
- Vi-Vivian.
Lekko się uśmiechnęłam.
- Zniszczę wszystkich łowców. - powiedziałam pewnie. - Wytępię.
Obniżyłam broń, a Liliana momentalnie chwyciła się za klatkę piersiową, co miałam odebrać jako złapanie się za serce.
- Musisz straszyć. - spojrzała na mnie, gdy cały strach spłynął jej po plecach. - No musisz.
- Taki mój urok. - wzruszyłam ramionami. - Chodźmy kogoś odwiedzić.
- Odwiedzić? Kogo?
Wskazałam tylko palcem, aby pokierowała się za mną. Miałam zamiar zakończyć życie łowców Regan. Zabili połowę nadprzyrodzonych istot z listy i jeszcze napawali się tym, niczym dzieci na placu zabaw. Pan Nicolas i jego żona Christine byli dużo po 40, więc nikogo nie zdziwiłby ich zgon. Ale problem raczej tkwi w ich synu. Nie uwierzyłby w nagłą śmierć rodziców. Ale ja uwielbiałam improwizować. Zwłaszcza jeśli chodziło o trudnych przeciwników.

- Znam ten dom. - szepnęła Liliana. 

- Bo już poznałaś państwa Regan. - spojrzałam na okno na pierwszym piętrze. - Nie ma ich. Zaczekaj tutaj, wpuszczę cię. 
- Ale jeśli ich zabijesz, nie możesz pozostawić żadnych śladów. 

- Dlatego mam skórzane rękawiczki. 

Podeszłam do rynny i powoli się po niej wspinałam. Liliana cały czas patrzyła na mnie zestresowana. Po kilku próbach udało mi się otworzyć okno. Weszłam do środka i zeszłam na dół po schodach, aby otworzyć drzwi przyjaciółce. Rudowłosa starała się nie zrobić żadnego śladu ani zostawić odcisku.
- Więc jak zamierzasz ich zabić? 
- Otruję ich. 
- Czym? Zaraz zostanie to wykryte w ich organizmie. - Liliana zdecydowanie mnie nie popierała. 

- Lila, zabijałam bestie. - spojrzałam na przyjaciółkę. - Człowiek jest takim samym potworem. A ci łowcy w szczególności. 
Podeszłam do rośliny na parapecie i wzięłam kilka nasion z kwiatu. Jeśli sprawę będzie badał komisariat Stilinskiego to nikt niczego nie zauważy. 
- Czemu wrzucasz nasiona do herbaty? 
No tak, Liliana ogarniała trochę później. 
- To są nasiona kąkola polnego. 

- Trującego kwiatu? Kto coś takiego trzyma w domu?
- Mają też tojad. - rozejrzałam się. - Ale pewnie na górze. To chyba na specjalne okazje. Mają mnóstwo wrogów. - na samą myśl szeroko się uśmiechnęłam.- Dlatego też mają wsparcie łowców. Mamy sobie pomagać w razie kłopotów. Bla, bla. A herbata jest jeszcze gorąca, więc rozpuści nasiona.
- Co jeśli Scott się o tym dowie?
- A czemu mam się interesować Scottem? - zmarszczyłam brwi.
- On nie pochwala zabijania łowców ani kogokolwiek. Nawet jeśli zabili setki miliony ludzi i jeszcze więcej nadprzyrodzonych istot.
- Nie należę do jego stada. Ty zresztą też nie.
- No dobra. To co z Liamem?
Zatkało mnie. Faktycznie dobrze się dogadywaliśmy, ale nie wiedziałam co zrobi, gdy dowie się, że zabijam innych łowców.
- Idziemy stąd. Wyjdź drzwiami, zamknę za tobą.
Liliana przewróciła oczami i zrobiła to, co jej kazałam. Zamknęłam drzwi na zamek i tak jak poprzednio, pomaszerowałam do okna. Niestety gdy schodziłam na dół po rynnie, zahaczyłam ręką o metal, który nie był dobrze zabezpieczony. Przecięłam skórę na przedramieniu. Szybko pozbyłam się krwi, ale rany już nie mogłam.
- Trzeba ci to opatrzyć. - Lilianę przeszły ciarki na widok głębokiej kreski, z której lała się krew.
- Nie ma potrzeby. Wracamy. Zrobiłam swoje.
Szkoda, że wtedy nie wiedziałam, że cała moja praca poszła na marne.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz